Pomyliłam się w liczeniu dni. Jak widać, walka trwa już dłużej niż mi się wydawało.
.
Przestały mi się podobac moje pośladki. Są niczym stary balon z którego zeszło powietrze. Czas je napompować.
Październik miesiącem przysiadów, wykroków, Mel B i 8min buns.
Uważam, że pupa to najlepsza część w ciele kobiety. Przynajmniej tak kiedyś będzie w moim przypadku.
.
Odbyłam dziś bardzo wartościową rozmowę z koleżanką. Nasza relacja jest dość dziwna: opiera się bowiem na krytyce, dobrze chociaż, że konstruktywnej. Podobno przeciwieństwa się przyciągają, ale prawda jest taka, że nikt nie wygarnie bezczelnej osobie błędów tak dobrze, jak druga bezczelna osoba. I o to w tym chodzi. To oczysza mój umysł, stawia twardo na ziemi gdy zbyt wedruję głową w strocę chmur. Ale dzisiaj było inaczej:
Mamy pewną współną koleżankę. Lustrując ją, ma ona piękne nogi, zgrabny tyłek, wcięcie w talii i doskonałej wielkości biust. Ale moim zdaniem zakres jej piękna kończy się, gdy spojrzy się na twarz. Mimo, iż nie jest ona cudem natury, ma w sobie "to coś". I w końcu wiem, w czym tkwi jej fenomen. Jest pewna siebie. To właśnie świadomość własnych zalet i atutów, poczucie wartości i dumy z tego, jak się wygląda sprawia, że jest się atrakcyjnym. Też tak chcę.
I oto koleżanka1 powiedziała, że jestem ładna, ładniejsza od koleżanki2. Zaskoczyło mnie to. I mile połechtało moje ego. Wróciłam do domu, spojrzałam w lustro i powiedziałam na głos : "no k*rwa, faktycznie!". Podobam się sobie. Znów: Surowe spojrzenie w akompaniamencie szerokiego uśmiechu. Cała ja.
"Wystarczy, że będziesz się jakoś bardziej dziewczęco ubierać, zachowywać": powiedziała. A ja uśmiechnęłam się w duchu i postanowiłam sobie, że nigdy nie przestanę być sobą. Nie jestem typem "dziewczęcym", nie będę na siłę zmieniać mojego charakteru. Bo to przecież on jest kwintesencją atrakcyjności.
.
Nea.