Rozdział 35
Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nikt nic nie mówił. Rozumieliśmy się bez słów. Serce biło mi jak oszalałe. Panowała dziwna atmosfera. Pod wpływem emocji nie wytrzymałam.
Poczułam jak moje oczy stają się zaszklone a po moich policzkach spływają łzy. On to zauważył i natychmiast mnie do siebie przytułił. Mogłabym zamieszkać na stałe w tych ramionach. To dzięki nim czułam się bezpieczna i kochana. Ale bardziej przez ich właściciela. Nieważne.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze i ja tego dopilnuję.- szepnął gładząc moje włosy.
- Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś pewny
- Ale ja jestem tego pewny
- A skąd wiesz, że za jakiś czas nie stanie się cos co wszystko zniszczy?
- Po prostu ja to czuję.
Staliśmy tam chwilę, dopóki do pomieszczenia w jakim się znajdywaliśmy nie wpadli Shakira z zapłakanym Gerardem trzymającym pudełko chusteczek w ręku. Widzę, że ktoś sobie niezły seans zrobił.
- Widzisz Gerciu, ja mam talent do tego, po prostu.
- Oj masz... A teraz przytul bo Gerciu jest smutny - podeszła do niego i przytuliła żyrafę a tamten ryczał dalej jakby się cebuli nawdychał. My nic nie odpowiedzieliśmy tylko staliśmy tak dwójkami przytuleni do siebie. Wiecie jak to słodko wyglądało! Przynajmniej z mojej perspektywy.
- No to... Kiedy ślub?- spytał nagle Pique
- w przeszłości...
- O nie! To już niedługo! A kiedy ja zdążę znaleść idealny garnitur i krawat?! A co jeśli sukienka mojej kobiety nie będzie pasować do mnie i mojego odzienia?! Co wy sobie w ogóle myślicie?!- krzyczał spanikowany Gerard.
- No to ty już biegnij bo nie zdążysz.
- No właśnie ja to nie wiem na co czekam.
- Kochanie a ty wiesz, że przeszłość to coś co już było, prawda?- spytała się patrząc się na niego jak na idiotę, którym wbrew pozorom jakby nie patrzeć był.
- No to co mnie straszycie?! Ja tu o mało zawału nie dostałem! Ja już nie mam 28 lat! Shakira kochanie podaj proszę moje Marsjanki bo się zestrerowałem. Całe ręce mi się trzęsą przez wasze żarty. Nie można sobie tak z człowieka żartować.
- Wiesz co Gerciu, ja mam pomysł. Zostawimy ich samych a my pójdziemy zobaczyć czy nas nas na dole nie ma.-zaproponowała Shaki.
- No wiesz... Mogę iść. Akurat pokażę ci mój odkurzacz, który sobie wybrałem. Jest idealny, ma złote diamenciki...- tłumaczył wychodząc aż w końcu wyszedł. My zostaliśmy sami. Znowu. Przynajmniej nas nie zamknęli tak jak to zrobili poprzednio. Jakby co to my dalej staliśmy tak słodko przytuleni do siebie. Nikt nic nie mówił. Doskonale mogłam słyszeć bicie jego wspaniałego serca. Oczywiście oprócz tego było słychać głosy tych dwóch wstrętnych podsłuchiwaczy, którzy kłócili się kto ma stać przy dziurce od klucza.
- Gerard dziadu odsuń się! Ja tu muszę monitorować sytuację! A ty i tak siedzisz i musisz się schylać, więc jeszcze skrzywienia jakiegoś dostaniesz!
- Oh kotku jak ja się cieszę, że ty się tak troszczysz o mój kręgosłup, ale nie nie odsunę się. Ja muszę mieć wszystko pod kontrolą i na bierząco, więc nie marudź już bo jeszcze coś przegapię.
Słyszałam jak Neymar się z nich śmieje, a ja nie pozostałam mu dłużna. Oni pasują do siebie idealnie.
- Oni są dla siebie stworzeni... - rzekłam.
-Oj tak, są świetną parą... Ale nie są jedyni...
- Co masz na myśli?
- Że znam wiele par, które są dla siebie stworzone
- Wymień chociaż jedną
- Anto i Leo, moi rodzice, ty i ja... - westchnął głośno a ja już wiedziałam do czego to wszystko zmierza. Odsunął mnie tak, że teraz znowu patrzeliśmy się sobie w oczy.
- Neymar...
- Co Neymar? Co Neymar?! Mam już kurwa dość tego wszystkiego! Tęsknię za tobą i potwornie cię kocham! Gówno mnie obchodzi, że niedługo zamieżasz wyjechać. Chcę codziennie cię widzieć, i przytulać, całować, patrzeć jak pięknie się uśmiechasz i jak jesteś szczęśliwa! Chcę, żebyś była moja! Mogę nawet z tobą jechać do tej pieprzonej Polski, nie obchodzi mnie to, grunt, żebyś była przy mnie. Przy tobie wszystko jest lepsze. Błagam zostań ze mną. Zostań ze mną.- i co ja mam teraz myśleć? Nie mogę patrzeć jak on cierpi a z drugiej też strony boję się trochę bo nie wchodzi się podobno dwa razy do tej samej rzeki. Powiem szczerze. Chujowa sytuacja.
- To nie jest takie proste...
- Jak to? Co masz w tym trudnego?
- Wszystko...
- Czyli? Wytłumacz mi, bo nie rozumiem.
- I nie zrozumiesz. Przepraszam. - spojrzałam na niego i wyszłam z pomieszczenia. Minęłam Shakirę i Gerarda bez słowa i opuściłam dom. Dlaczego to wszystko jest tak cholernie trudne? Zaczęło się powoli ściemiać a słońce powoli zachodziło. Stwierdziłam, że nie chcę iść jeszcze do domu. Tyle czasu nie wychodziłam, że chyba przyda mi się trochę więcej świeżego powietrza. Kilka minut później byłam na plaży. Usiadłam sobie na ciepłym piasku i zaczęłam analizować wszystko pokolei. Pewnie wydaje wam się teraz, że jestem głupia bo nie rzuciłam się Neymarowi w ramiona po tym co mi powiedział, ale ja po prostu nie chcę podejmować pochopnych decyzji. Kocham go i nawet bardzo bardzo, ale to nie jest takie proste. A poza tym nie chcę mu psuć życia, marzeń. Nie chcę, żeby zawiódł się na mnie w jaki kolwiek sposób. Nie chcę, żeby przeze mnie cierpiał. Nie chcę mu dawać nadziei. Ale też wiem, że bez niego nie będę naprawdę szcześliwa. Kiedy on przy mnie jest to wiem, że mam dla kogo żyć.
Siedziałam tak i wpatrywałam się rozmyślając do momentu kiedy ktoś się do mnie nie dosiadł...