siemczi
dzisiaj będę pisała to co mi siedzi w głowie,a siedzi dużo,więc będzie pisane.. "maczkiem"
Na początku mam nadzieje,że znajde tu kilka osób które ucieszą się na fakt,że znowu dodaje wpis
Teoretycznie zastanawiałam się nad wznowieniem starego,bo tam mam więcej wspomnień,ale jeszcze wszystko zobaczymy,mam ochote wszystkie wpisy z tąd, przekopiować tam a to konto usunąć, na drugim koncie natomiast kontynuowałabym wpisywanie moich rozterek,żali i innych pierdół. Z resztą jak ktoś czytał, to sam wie, o czym mówie. Kilka miesięcy mnie tu nie było i nie każdy z was wie co mniej więcej działo się w moim życiu. Ale cóż..miałam dziś cholerną ochote na napisanie tutaj małego co nie co,więc musicie przecierpieć.
Z takich ważniejszych rzeczy...
Mój kochany miś przeprowadził się do Krakowa. Nie ma pojęcia jak bardzo się cieszę z tego powodu i jak bardzo dumna jestem z tego na co się odważył. wiem, że się boi. Tak naprawde ja też sie boje,ale jestem dobrej myśli i wiem że wszystko w naszym związku sie udaje,więc czemu nie miało by się udać i tym razem? Właśnie szukają pracy dla niego, wraz z moją kuzynką. Filip wynajmuje u niej pokój. Ania niedawno wzieła ślub z Sebastianem i w ogóle od jakiegoś czasu,często ich z Filipem odwiedzamy. Swoją drogą nasze relacje są teraz bliższe niż kiedykolwiek wcześniej. Nie będę zapeszała,ale chciałabym żeby już tak zostało na zawsze. Odpowiada mi ten stan rzeczy,jaki obecnie panuje. A jeśli już o stanie rzeczy wspominam.. mama troszke przesadza, coraz gorzej mi się z nią żyje,starałam się żeby wszystko było dobrze,ale faworyzowanie przez nią mojej siostry, nie pomaga mi w tym. Czuje sie źle w domu w którym nie mam od mamy żadnego wsparcia (poza ostatnimi dwoma miesiącami kiedy powróciła depresja,stany lękowe i inne,naprawde straszne i złe rzeczy w moim życiu), ale tak na codzień to nie. Na nie liczyć może tylko moja młodsza siostra.Cholernie mi przykro z tego powodu,bo jeszcze gdy mieszkałyśmy z tatą, nie było to aż tak odczuwalne dla mnie,natomiast teraz..gdy jestem sama..jest. i to cholernie. u nas w domu zawsze byłam córeczką tatusia, a Laura "cyckiem mamuni". No i zajebiście. Dopóki sie nie wyprowadziłyśmy. No ale co mam więcej mówić. Nie zmienie tego choćby nie wiem co. Chodze teraz do pani psycholog..i psychiatry.. i innych specjalistów.. ale nie wiem co z tego wyniknie.Faktem jest,że czuje się już znacznie lepiej. Wyczuwam poprawy przychodzące z coraz większą siłą, z dnia na dzień. To dobrze. Powraca mi siła,chęć do życia, do działania, humor, i inne takie, w których ostatnio..gdyby nie leki..było by ciężko. Nie każdy potrafi zrozumieć jak się teraz czuje. Jest mi w cholere żle,bo do depresji dochodzą bóle pleców, dzięki którym za niedługo przejdę ciężką operacje kręgosłupa. A propo szpitali.. tata kilka dni temu trafił w ciężkim stanie do szpitala. To dla mnie kolejny cios. Nie chce żeby mi go zabrakło.. to mój tatuś..i jest jaki jest i czasami było jak było.. ale to zawsze ja byłam oczkiem w jego głowie i chce nim być dalej..nie chce go stracić. Na tą chwilę tata i Filip to dwaj najważniejsi mężczyźni w moim życiu i nie chce aby którykolwiek zgasł..kiedykolwiek. Ciężki okres przede mną,ale jeśli tata wyjdzie teraz ze szpitala..przeprowadze sie tam na jakiś czas.. będzie bardzo ciężko,ale musze mu pomóc. W tak ciężkim stanie nie może zostać sam.Zapewne będzie to kosztem mojej matury..ale trzeba w dorosłym życiu stawiać priorytety. A propo matury.. jest ciężko. Miałam wielkie plany pójścia w tym roku na dziennikarstwo. Na ten rok są one niestety odległe i niemożliwe. Zrezygnowałam z rozszerzonego angielskiego i wos-u ze względu na fatalne samopoczucie fizyczne i psychiczne. jestem natomiast dobrej myśli że w przyszłym roku na spokojnie zdam już odpowiadnie do mojego kierunku rozszerzenia i spełnie swoje marzenie pracy w radiu,takim już prawdziwym, nie internetowym. A skoro jestem już przy radiu to podziele się kolejnym niusem. Odeszłam z radia. Nie mogłam już znieść humorków prezenterów i mojej naczelnej, mimo że odwalałam kawał dobrej roboty za friko, nikt mnie nie szanował w tym co robie. żadnych pochwał ani żadnego "pocałuj mnie w dupe" ,nic. Realizowałam się w tym pełną gębą, a teraz nie zostało mi nic. Tęsknie za tym, ale nie wróce do tamtego radia choćby miało pozostać ostatnim radiem świata. Szkoda mi tylko fantastycznych słuchaczy, prezenterów natomiast..wcale mi nie szkoda.Ostatnie dni spędziłam we Wrocławiu u Filipa, odpoczęłam. Nareszcie. Ale jadąc dziś busem do Wadowic..wkurzyłam się na siebie,ze przez ten cały wolny czas nie otworzyłam ani jednej książki. Muszę się wziąć w końcu do roboty bo nie zdam nawet tego minimum które na tą chwile,gdy sie podnoszę z kolan deprechy, są dla mnie sporym wyzwaniem. Wiem,że może myśle egoistycznie..ale kiedyś muszę zacząć. Musze teraz myśleć egoistycznie i dokonywać ciężkich wyborów bo w przyszłości..jak będzie praca..rodzina..nie bede mogla myślec egoistycznie. TERAZ mam czas i szanse na wybory i decyzje, co JA osiągne robiąc tak czy inaczej. To bardzo ciężkie,ale nic na to nie poradze. Na tym polega to pojebane dorosle życie. Dzisiaj, gdy szłam do babci, naszła mnie jedna rozkminka. Właśnie gdy szłam po świeżo napadanym śniegu,pomyslałam,że życie..jest właśnie jak taki świeżo nasypany śnieg, na którym już są ślady stóp. Ponieważ..kazdy gdzieś dąży. Dąży do czegoś. Ciężkimi krokami idzie w jakąś strone,przecierając szlaki,lub rozpoczynając nowe, ale czasami warto sie do kogoś dopasowywyać, jak na przykład do śladów czyichś butów,żeby ci było łatwiej, wzorując sie, możemy stawiać nowe ślady z ładniejszymy szlaczkami na butach, możemy stawiac nasze ślady obok śladu kogoś innego,aby porównać, wielkość, jakość, i stwierdzić czy,jak już dojdziemy do celu, to czy w okół jest pięknie, i czy my czujemy się dobrze, czy może nie ma śniegu, ale tam gdzie nie ma tego śniegu, zawsze jest szansa,że nasypie, a my.. na nowo możemy kreować nasz mały...lepszy..świat.
heh..no nic. jak dla mnie ten wpis był mocno wzruszający,przypomniałam sobie wiele cennych, dobrych i złych, pięknych i smutnych,radosnych czy okropnych chwil, jakie ostatnio mi towarzyszyły. Cieszyło by mnie gdyby..ktoś kto przeczyta cały ten maczek, napisał do mnie, cokolwiek.. może być nawet emotka.. obojętne, ważne żeby mi jakoś dał znać, że jest ze mną w tej trudnej dla mnie sytuacji i że mam się na kim podeprzeć, bo jak narazie, mam tylko 3 takie osoby. Mam nadzieje,że szybko ich nie zabraknie.
Mam też taką dziwną manię,że nie lubię się spowiadać czy wyżalać innym...nie jest to dla mnie komfortowe, bo wiem, że każdy ma problemy i nie każdy chce o nich rozmawiać, ostatnio zobaczyłam,że jest jeszcze ktoś, komu nie przeszkadza to,że chce sie wygadać, że tego potrzebuje. A potrzebuje bardzo. Jestem zbyt otwartym ludzikiem,żeby trzymać to wszystko w sobie. Rozsadza mnie od środka, jesli nie mam komu tego wyrzucić. A nie chce na siłę nikogo zgarniać żeby mu jęczeć za uchem o moich problemach, bo wiem,że kazdy je ma. Nawet mają dużo większe i dużo gorsze ode mnie..ale..nie lubie też dopytywać. Lubie słuchać,więc bardzo odpowiada mi układ,żeby ktoś mi poprostu mówił jak coś się dzieje,a nie że ja mam ciągnąć za język. Pamiętaj drogi czytelniku. Czytasz wpis osoby do której możesz zwrócić się o wszystko. Która zawsze ci pomoże i nie zostawi, gdy tego będziesz potrzebował. Łap okazje. Póki jeszcze kwitnie ;)
Mam nadzieje,że nie zanudziłam, pokażcie że jesteście. I jeśli macie czas, skrzętnie poświęććie mi troche czasu..i przeczytajcie wpis do końca, a może między wierszami odkryjecie coś..czego nie odkrył jeszcze nikt.
Miłej nocki kochani. Do następnego wpisu ;)