nie wiem od czego zacząć
jestem tutaj trzeci raz, za każdym razem gdy dodawałam wpis miałam taką wewnętrzna ulgę, że coś osiągnęłam i moge sie tym pochwalić.
skończyłam z uzupełnianiem notek w grudniu tamtego roku, nie wiem czemu
pamiętam, że w październiku wzięłam się za siebie i w ciągu miesiąca schudłam 6kg
po sylwestrze moje zycie się zmieniło
wszystkie swoje smutki zagryzałam jedzeniem, więc to moje 6kg poszło się jebać
teraz jest coraz gorzej, chodze ciagle smutna, mam problemy z tatą - jako, że jestem bardzo wrażliwą osobą każda, choć droba nieprzyjemność wywołuje u mnie płacz
nikt się mną nie interesuje, nie mam znajomych, jestem sama
chowam się całymi dniami pod kołdrą i tam opycham się czym popadnie
ciągle słyszę z ust ojca 'weź schudnij, ale masz wielką dupę' jakoś mnie to nie podnosi na duchu, a wręcz przeciwnie.. jest jeszcze gorzej
nie moge patrzec w lusterko, widzę coś obrzydliwego
tworzy mi się już drugi podbródek, powoduje to we mnie rozpacz
jak patrzeć z pewnej perspektywy to brzuch nie jest w najgorszym stanie, ale na plaży nie mogłabym chodzić w stroju kąpielowym, a moje nogi to jedna wielka galareta :O
wiem, że potrafię się zmobilizować, może pisanie tutaj mi w tym pomoże
rozmawiałam z mamą na temat karnetu na siłownię- stwierdziła, że jeśli to ma zająć mój wolny czas w wakacje, to jest w stanie mi go kupić
ma trzy dni, może się uda
nie chcę chudnąć, bo teraz wszędzie są promowane wystające kości
po prostu musze się podbudować wewnętrznie
mój plan:
-ćwiczenia w miarę możliwości
-o wiele mniej jeść! porządne śniadanie, obiad i kolacja
mam w ogródku dużo warzyw i owoców, może dam radę
mało tego, ale mam nadzieję, że chociaż się odrobine zmobilizuję do zrzucenia tych 6kg...