Trzeci dzień zmagań z samą sobą.
Chyba jest... lepiej.
Chociaż nie wiem, bo cały dzień w biegu więc nie było czasu na rozmyślanie.
U mnie takie zabieganie to dobry sposób na smutki i doły.
Ale ile bym tak pociągnęła to nie wiem.
Zapewne nie długo.
Już dziś czuję się wkurwiona.
Miałam zaplanowany cały dzień i po raz kolejny plany poszły się jebać.
Nie dlatego, że jestem leniwa i mi się nie chciało tego i tamtego.
Z uwagi na okoliczności, nie dane mi było zrobić nic z tego co chciałam.
Nie mówiąc już o odpoczynku.
Ale chyba najbardziej boli fakt, że nikt nie zwraca na mnie uwagi.
Wszyscy dookoła patrzą tylko na siebie, na to czego oni potrzebują.
Mnie w tym nie ma.
Jestem tylko marionetką, która ma skakać na każde ich zawołanie.
Muszę dostosować się do ich wymagań i oczekiwań, do ich planów.
Moje są nie ważne.
A jak wyjdę z jakąś inicjatywą, pomysłem, czymkolwiek to od razu uznawany jest za głupi, śmieszny, absurdalny.
Nigdy nie jest nawet brany pod uwagę.
Zepchnięta na drugi plan, niewidzialna, niezauważona, niedoceniona, nieważna.
Tak się teraz czuję.
I jak czułam wkurwienie tak teraz mi najzwyczajniej w świecie przykro.
Jednak tkwię wciąż w tym samym miejscu.
Nie zmieniło się nic.