Hehe, siemano! ;)
Jestem już w nl.
We wtorek miałam z życia zrobiony jakiś armagedon i ogólnie to od weekendu już nie mogłam na nic znaleźć czasu i na niczym się skupić... Dlatego też wiele rzeczy w Polsce ciągle nie ruszyłam i zostawiłam bo zwyczajnie brakło mi na to głowy!
Miałam farta, że mój lot został opóźniony TYLKO o 15 minut... Wiecie, ostatnio kwitnęłam na lotnisku 5 godzin...
Mój kochany mężczyzna kupił mi bukiet róż, zrobił mi ciasto, galaretke, obiad a dzisiaj będzie robił sałatkę... Jest cudowny W zamian ja wzięłam się dzisiaj za podstawowe rzeczy domowe. Także mimo wszystko aż tak bardzo się nie nudzę.
Do 3 listopada jestem jeszcze z Nim, a potem już tylko co weekend.. Do konca tego roku tak, a później juz razem :-) I mam nadzieję, że w przyszłym roku już pewne sprawy z pracą itd., będą wyglądały inaczej bo będę miała prawo jazdy.
Tymczasem zostawiam Was z moim ostatnim cudem na ciele, kwiat lotosu i u góry cytat którego nie widać... Dopiero się goi i schodzi z niego skóra. Jestem bardzo zadowolona, bo to był tatuaż od dawien dawna planowany, dla zakrycia blizn. Udało się i jestem zadowolona :)
Uciekam ogarniać kuchnię.
TRZYMAJCIE SIĘ ;-*