Dzisiaj od rana mama była jakaś poddenerwowana. Mówiła coś, że idziemy do jakiegoś lekarza. Aha... mama zawsze się lekarzami denerwuje. Tym bardziej jeśli chodzi o mnie, trochę histeryzuje, bo ze mną wszystko w porządku.
Już jak jadłam obiadek to mamusia mówiła "szybciutko musisz zjeść bo troszkę się spieszymy" więc otwierałam buźkę jak maszynka, nie nadążałam połykać!!! Mama bardzo mnie chwaliła jak pięknie jem, a ja biłam brawo :) Na koniec była tylko trochę niezadowolona jak roztarłam paluszkiem wszędzie takie fioletowe owocki, co są słodkie i kwaśne, ale bardzo je lubię. Mama marudziła, że znów musi się przebrać i dobrze, że mnie nie ubrała wcześniej. Włożyła mnie do łóżeczka, a ja śmiejąc się patrzałam jak sprząta fioletowe kropki, kręci głową i się przebiera. Pięknie dzisiaj wyglądała. Czarno-biało, wyraziście. Pomalowała się i ułożyła włoski i ślicznie pachniała, aż ja cała przepachniałam. Ostatnio rzadko widzę taką mamusię. Zrozumiałam, że to musi być coś ważnego. I było. Poszłyśmy do takiego korytarza pełnego krzeseł i pełnego przesympatycznych cioć i wujków. Uciekałam mamusi i rwałam się na podłogę, wyciągałam rączki do jednej pani, ale mamusia mówiła, że mam się uspokoić i że zaraz nasza kolej. I powiedziała, że za nic w świecie mnie nie puści na tą brudną podłogę. Nie mogłam tego zrozumieć i trochę się szarpałam z nią, aż mowiła że jest mokra i chce jej się pić. Babunia byla z nami to poszła kupic mamie wodę. Potem weszłyśmy do baaardzo jasnej sali, gdzie była miła pani, mamusia też ją polubiła bo smiała się z nią i żartowała. To nie to co ten grubiański lekarz, który na mamę krzyczy aż chce jej się płakać i trzęsą się jej ręce. Jakby to byla jej wina, ze jestem taka, a nie inna. Że coś tam jest ze mną nie tak. Przecież mamusia o mnie dba.
Dali mamie taki wielki ciężki niebieski fartuch, a ja się zaczęłam denerwować. Mama trzymala mnie za głowę, brzuszek i nóżki i błagała, żebym się nie ruszała. To był dla niej ogromny wysiłek, była cała mokra, do czoła lepiła jej się grzywka i miała łzy w oczach. Boże czy coś ze mną nie tak? Co się dzieje? Czy coś mi będzie po tych wszystkich światłach? Mamusia tak przeżywała do Babci kiedy wracałyśmy. Jeszcze trochę się ze mną naszarpała, bo chciałam jej koniecznie uciec. Był tam taki przesympatyczny pan, najpierw na niego patrzałam badawczo a potem się uśmiechnęłam i pokazałam mu moje całe 8 ząbków :) Pani od rentgena też mnie wzięła na ręcę i się do niej śmiałam. Bardzo lubię ludzi, bardzo im ufam. Nie to co mama. Mamusia im nie wierzy, nie ufa im, nie lubi ich i czasem wyzywa, że chodzą jak ślamazary i jej pod wózek włażą albo prawie najeżdżają takimi samochodzikami dużymi.
Mama stanowczo za dużo się denerwuje. Ostatnio ciągle ją taką widzę i często ma łzy w oczach. Czasem słyszę jak płacze. Stara się to robić tak, żebym nie widziała, ale moje bystre nowe oczka i uszka wszystko widzą i słyszą. Żal mi mamy. Tak bardzo się stara. Jest taka kochana. Nie okazuje po sobie tylko wraca do mnie z uśmiechem i się wygłupia, a ja się śmieje. Tylko, że ja rozumiem więcej niż ona myśli.
Dzisiaj rano jak jadłam kaszkę do łazienki przemknął mi Tatuś. Pomachał tylko do mnie i zrobił cmoka, a ja się uśmiechnęłam i porwałam w jego stronę, ale potem jak wychodził to nawet na mnie nie spojrzał. Pół dnia się darłam "ta-ta-ta-ta" ale nie przyszedł. Mamie było przykro. Bo mama mówię bardzo rzadko, jak na prawdę jest mi źle, albo bardzo za nia tęsknię, a jak mam tęsknić jak ona zawsze jest przy mnie? Coś się złego dzieje między mamą, a tatą. Nie rozumiem dlaczego tata mnie nie przytula, nie bawi się ze mną. Mama też nie rozumie i stara się mnie kochać za nich dwoje. Ostatnio słyszałam jak ciocia mówiła, że tyle fajnych facetów się koło mamy kręciło i czemu nie wybrała nam lepszego tatusia, właśnie, czemu Mamo?
Po tym rentgenie zasnęłam w wózku jak aniołek. Słyszałam w tle mamę i babcię, mama się zastanawiała gdzie teraz pójść jak ja zasnęłam. Śmiały się, opowiadały coś. Potem przyszłyśmy do pachnącego miejsca i mama powiedziała, że musi zjeść jabłecznik. Zaczęłam się pomału budzić to mama wzieła mnie do domu. Potem marudziłam aż do późnego wieczora, chciałam usnąć, ale nie potrafiłam. Mama też już wymiękała. Nosiła mnie na rękach, kołysała i śpiewała naszą piosenkę. Na koniec powiedziała, że jej kręgosłup wysiada i posadziła mnie w łóżeczku, a ja darłam się i darłam bo nie chciałam tam siedzieć. W końcu przyszła Babunia na chwilę. Bardzo się ucieszyłam. Mamusia zniknęła, a babcia robiła mi tup tup po podłodze... Babcia jest kochana, zawsze mnie rozśmieszy albo znajdzie coś ciekawego dla mnie. Jest najpiękniejsza, kocham każdą jej zmarszczkę i uśmiech i te jej okulary, co rusz próbuje je ściągnąć ale nie da :) Druga Babcia też jest super, ale strasznie głośno krzyczy. I odwiedza mnie znacznie rzadziej. I mama przy niej czuje się jakaś nieswoja, jakby nie do końca była sobą, spięta jest. Zresztą mama z tą drugą babcią to tylko o tacie gadają. Co on sobie myśli, jak on sobie to wyobraża i jaki jest zły i niedobry. Mamusia potem jest wyciszona i smutna, a wieczorem gdy ja zasypiam coś szyje, pisze albo maluje. Mama też ma swoje zabawki co ją odstresowują. Nigdy nie widziałam Mamy tak przejętej jak ostatnio. Dzisiaj rozmawiali z Tatą podwyższonymi głosami. O mnie też mówili. Mamusia, że żal jej, że mam takiego Tatę, a tata że ma się zamknąć i bez sensu sobie strzępi język. Nie wiem co to znaczy. Chyba wolę jak w ogóle ze sobą nie rozmawiają.
Z tego całego stresu, rentgena, dziwactw nie mogłam usnąć. Wieczorem piłam mleko i prawie spałam, ale przypomniałam sobie wszystkie te lampy, stres mamusi i ten ciężki fartuch co jej dali. I siedzialam, klaskalam, a mama zalamywala rece. Jak to? Caly dzien nie chcesz spac, tyle co w wozku zasnelas? Oooo Matko - wzywala Babcię, ale Babcia nie przyszla :( W koncu mama mnie pokolysala i dala mi taka miekka pachnaca puchata podusie pod glowke, wtulilam sie w nia i usnelam. A mama skrobala marchewki do poznej nocy, wiem bo sie przebudzilam i slyszalam. Biedna mama, powinna isc spac. Krząta się, pewnie tez nie umie zasnąć. Mam nadzieje, ze niedlugo bedzie wszystko po staremu.