Obudziłem się z okropnym bólem głowy. No tak - jak ktoś tak imprezuje, to potem są właśnie takie efekty. Przetarłem oczy ręką. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że czyjaś dłoń dotyka moje ramię. Ziewnąłem, po czym odwróciłem się na drugi bok. Moim oczom ukazała się wtulona we mnie kobieta, której włosy sięgały do pasa. Była blondynką. Przyjrzałem się jej bardziej dokładniej. Nie, nie znałem jej.
Kompletnie nie mogłem sobie niczego przypomnieć. Nasuwała mi się masa pytań. Co się wczoraj działo? Ile wypiłem? Coś zrobiłem? Jak się tutaj znalazłem? Czy coś się między nami wydarzyło?
Cóż, na to ostatnie pytanie znałem odpowiedź i mogłem od razu na nie odpowiedzieć. Tak, coś między mną a tą blondynką się wydarzyło.
Na pozostałe pytania nie znałem odpowiedzi. Jednak wiedziałem kto po części może znać na nie odpowiedź. Chyba będę musiał jeszcze dzisiaj porozmawiać z Ganso na temat wczorajszej imprezy i mojego zachowania. On na pewno coś wie. Ba, wszystko! Mój przyjaciel aż tyle nie pije, nie imprezuje tak jak ja... Chociaż nie... Zdarzały się wyjątki, gdzie to ja musiałem wynosić ledwo trzymającego się na nogach Ganso, ale to zdarzało się bardzo rzadko.
Wyrwałem się z zamyślenia i uważając, by nie obudzić tej nieznajomej, wstałem i zacząłem się ubierać w pośpiechu.
- Gdzie idziesz, kochanie? - akurat jak już byłem ubrany i miałem zamiar wychodzić z tego domu, ta blondynka musiała się obudzić!
- Po pierwsze to nie kochanie - zacząłem. - A po drugie nie muszę ci mówić gdzie idę.
- Mówiłeś, że mnie kochasz. Powiedziałeś, że już zawsze będziemy razem - powiedziała, a ja uniosłem pytająco brew.
- Serio? - pokiwała lekko głową. - Sorry, ale to jedno wielkie nieporozumienie - wyjaśniłem jej.
- Jak to?
- Tak to. Nie dla mnie miłość, lecz dobra zabawa. Siema! - zaśmiałem się i wyszedłem z pokoju.
Zszedłem po długich, brązowych schodach. Gdy byłem już na dole, podszedłem do drzwi, nacisnąłem na klamkę i już po chwili byłem na zewnątrz.
Nie wiedząc co ze sobą począć, postanowiłem, że pójdę od razu do Ganso, a dopiero potem do swojego domu. Nie miałem po prostu ochoty rozmawiać teraz ze swoim ojcem, który oczywiście na wstępie, gdy tylko wszedłbym do domu, zacząłby gadać, żebym wziął się w garść, przestał imprezować, a żebym skupił się bardziej na swojej karierze. Poza tym nie czułem się jeszcze najlepiej, więc wolałem iść najpierw do przyjaciela u którego bym trochę odpoczął.
Nagle poczułem, że na mojej dłoni znajduje się kropla wody. Spojrzałem w niebo, które było niemal czarne. Zacząłem się rozglądać i po chwili wiedziałem, gdzie mniej więcej się znajduję, więc czym prędzej ruszyłem w stronę domu przyjaciela, który mieszkał trochę daleko od tego miejsca, w którym się znajdowałem, co nie sprzyjało na moją korzyść.
Usłyszałem grzmot. Następnie zaczęło kropić, więc zacząłem biec jak najszybciej mogłem. Wiedziałem, że zaraz rozpęta się tutaj piekło i będę cały mokry.
Stałem właśnie cały mokry pod drzwiami od domu mojego najlepszego przyjaciela. Pukałem, a raczej waliłem w te głupie drzwi, ale najwyraźniej nie raczył mi otworzyć. Wiedziałem, że jest w domu, gdyż widziałem zapalone światło w salonie.
Po około pięciu minutach drzwi się otworzyły, a stał w nich nie kto inny jak Ganso!
- Siema - przywitał się z szerokim uśmiechem na ustach. - Wejdź - powiedział i otworzył szerzej drzwi, a ja nareszcie mogłem wejść do środka.
-------------------
Cześć <3
Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodoba :)
Bardzo proszę o komentarze, gdy motywują mnie one do dalszego pisania. :*
Proszę, aby każdy kto przeczytał ten rozdział pozostawił po sobie ślad w postaci komentarza.