Dzien dobry.
Takie zdjęcie na którym jest Marta, Marunio i Natalka. Są to trzy wybitne jednostki, które miały szczęście się spotkać i stoczyć sobie razem fajną beczkę oraz dzielić się dobrymi rzeczami,a przynajmniej tak chce to widzieć. Zdjęcie zrobione,a jakże,na afterku gdyż jak wiadomo moją specjalnością są afterki. Do czasu.
Teraz jest taki czas ze trwa wielka wymiana energii i wszystkiego dookola also. W tak zwanym miedzyczasie duzo stracilam,duzo zyskalam. Kosmiczna rodzinka sie powiększa, fizyczna nawet również bo powitalismy trzy dni temu na świecie nowe dzieciątko siostry, piękną Hanie.
W tak zwanym międzyczasie pod osłoną nocy,w swoim stylu spierdolilam z Gdańska, teraz równie niespodziewanie spierdalam do Francji. Czyżbyś uciekala, Natalia?
Niewykluczone, chociaż nie jestem w stanie ze stuprocentową pewnością tego stwierdzić. To chyba szukanie tego miss point. A to zabawne,bo w międzyczasie już kilka razy wydawało mi się że znalazłam miss point, np : do wszystkiego trzeba dotrzeć,dojrzeć. To jest przecież oczywiste, ale nie dla nas, niecierpliwców którzy nie mogą się wydostać spod jarzma czasu. Tyle kartonów i changi pochłonęłam a tego ciągle nie potrafię skumać. Nadal są rzeczy które rozumiem logicznie ale nie potrafię w nie uwierzyć, i jest to pole do pracy nad sobą. Na przykład to,że jest za późno żeby zacząć robić muzykę, NATALIA CZENDZ JOR MAJND. Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć żyć. Choć bywam znudzona rzeczywistością, nadmiar bodźców przestaje być satysfakcjonujący - pora iść i szukać gdzie indziej. To może przeanalizujmy moją ostatnia ucieczkę,która niczego mnie nie nauczyła,bo zamiast odzyskać kontakt ze sobą,tylko leciałam w swoim,a jakże, stylu na oślep w Gdańsku. To nie są wesołe rzeczy. Trudno jest mi gdzieś wytrzymać, potrzebuje ciągle czegoś nowego. Pozostaje tylko rozjebac się na psach.
Ale żeby nie było zbyt gorzko to chciałabym się publicznie spropsować, bo życie mnie doswiadczalo ostatnio okrutnie A muszę się pochwalić że przyjmuje rzeczywistość na miękkości. It is what it is i pisze to z kabiny tira który ma przestój od którego może zależeć niepowodzenie mojej misji - chociaż nie przyjmuje tego do wiadomosci, to obiektywnie powinna być stresująca sytuacja, a nie jest,bo wiem że nastawienie jest kluczowe.
Z drugiej strony...
Trochę ciężko sobie nie zbijać kiedy ktoś wypierdala tobie telefon który masz od dwóch dni na przykład. Kiedy ziomeczek ktoremu pomoglas ponad swoje sily sugeruje,zebys zniknela z jego zycia.Ciężko sobie nie zbijać kiedy zajebisty typeczek mówi,że masz wypierdalać (szczególnie kiedy nie masz se nic do zarzucenia, pozdrawiam!), Ale w dalszym ciągu można nie dawać się pochlaniac emocjom które, wiadomo,są jak chmury na niebie - płynne, kiedy to co jest w tobie prawdziwe jest stale i nieruchome. Dziękuję Ci Natalia za przyswojenie tej lekcji.
Jest też trzecia strona medalu. Są emocje dobre i niedobre. Okej,powiesz - nie,wszystkie są potrzebne, niczego nie tlumimy, ale uznajmy że lepiej panować nad gniewem niż dawać mu ujście w postaci wielkiego wkurwu. Natomiast problem mam raczej z raczej pozytywnymi emocjami. Patrz,na przykład takie zauroczenie - warto się ekscytowac? Czy bardziej sensowne jest chłodne podejście do tematu, obserwacja życia w toku i zachowawcze wycofanie? Jest tak trochę, że może przez moje złe doświadczenia mam takie podejście, ale nie jest tajemnicą, że jak se kminisz tak se masz (elo, joooooo) toteż oczekując rozczarowania...no,nie będzie happy endu, przykro mi.
Więc teraz tak: każde emocje warto obserwować, wyciągać wnioski i myśleć logicznie. Po co tłumi to co dobre? Z korzyścią dla wszystkich jest dzielenie się entuzjazmem, radością, uśmiechem. Tego życzę sobie i nam wszystkim, pozdro.
W ogóle cieszę się na ten powrót na fotoblożka - od jakiegoś czasu szczęśliwie wróciłam do pisania,ale mi lepiej pisze się rzeczy online, papier chyba nie przyjmuje tylu emocji. Więc ostatecznie wszystko jest dobre, i niech dobre pozostanie.