photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 10 STYCZNIA 2017

Storczyki

Wieczór umilił mi artykuł w WO - niewątpliwie feministyczny, ale moim zdaniem trafny. Przytaczam fragmenty, które szczególnie przypadły mi do gustu.

 

Kobieta nie musi być ani nowoczesna, ani tradycyjna. Ale musi zdecydować, czy jest dzieckiem czy dorosłą, ponieważ nie da się być zarazem jednym i drugim. Najczęściej więc kobiety wybierają bycie dzieckiem, czyli oddają część odpowiedzialności za swoje losy, poddają się decyzjom innych. A my musimy być dorosłe. Bez poczucia winy, z przekonaniem do swoich decyzji. Nie radząc się wszystkich dookoła i nie trzęsąc się jak galareta. Musimy stać się za siebie odpowiedzialne. Dorosła kobieta to również taka, która nie męczy, nie mędzi, nie manipuluje, nie mówi: "To nie jest takie proste" ani "Nie, bo nie". To taka, która rozgląda się i mówi sobie: "Na to nie mam wpływu, na to mam, w to muszę więcej roboty włożyć, ten problem mogę rozwiązać, tego nikt za mnie nie zrobi".

 

Jak zachowuje się dorosła kobieta?Płaci swoje rachunki, także te niematerialne. Nie ucieka od odpowiedzialności. Nie intryguje, nie manipuluje. Ma swoje zdanie. Ma poglądy. Nie zaciąga kredytów bez sensu. Nie uzależnia się od facetów, od banków, od rodziców.

 

Wywiad z Pauliną Młynarską, WO

 

 

Nie mam pojęcia, ile jest kobiet realnie dorosłych w kontekście tego wywiadu. Na ile podległość mężczyźnie jest zakorzeniona w mentalności przedstawicieli obu płci? Myślałam, że niektóre zachowania i obyczaje to przeżytki do momentu, gdy usłyszałam od mężczyzny, uznawanego przeze mnie za dość postępowego w podejściu do emancypacji kobiet, że "kobieta po zamążpójściu wchodzi do rodziny męża i to rodzina męża staje się ważniejsza". Zaściankowe, zapyziałe poglądy nie przedstawiające sobą cienia partnerstwa i nie pozostawiające wątpliwości o głęboko zakorzenionym patriarchalizmie pomimo ułomności współczesnych młodych mężczyzn w kontekście brania odpowiedzialności za siebie oraz innych. Wzorce? Pokolenie rodziców dzisiejszych dwudziestoparolatków - rodziców nieobecnych, pracujących kilkanaście godzin dziennie w imię lepszego bytu dla dzieci, zapewniania im wszelkich możliwych dostępnych dóbr materialnych przy zapominaniu o najważniejszym - realnej obecności rodzica w życiu dziecka. Nie ma idealnego sposobu wychowywania dzieci - ile osób, tyle opinii, jednak notoryczna nieobecność rodzica nie plasuje się w pierwszej dziesiątce, tylko daleko na szarym końcu. Efekt? Dziewczynki szukające ojców w partnerach i chłopcy poszukujący matki w partnerkach. Może wpłyną na siebie i pomogą sobie nawzajem w dorośnięciu, jednak nie sądzę, by było to częste zjawisko. Dzieciństwo to wygoda, spychanie odpowiedzialności na innych, tupanie nogą zamiast rozmów, niepodejmowanie trudnych decyzji. Otulenie się kokonem z kołdy - bezpiecznie, ale nie widać spoza niej świata. Pozostawanie w strefie komfortu daje wyłącznie złudne poczucie bezpieczeństwa, realnie traci się na tym. Życie ucieka, czas płynie, człowiek stoi w miejscu i bynajmniej nie jest zadowolony z miejsca, w którym się znajduje. Tłumaczy sobie zachowania swoje oraz innych osób, aby wpasowały się w strefę komfortu. Wegetuje, aż jego życie się zakończy. Życie czy wegetacja?

 

 

 

Wkurzyłam się. Na siebie, na innych, na cały świat.