photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 19 LISTOPADA 2016

Ogród różany

 

Czasem się zastanawiam z pewną nostalgią, jak to było nie mieć problemów, które spędzały sen z powiek. Co więcej - problemów z jednej strony dość poważnych, rzutujących na przyszłość w ciągu najbliższych 20-30 lat, a z drugiej sztucznych, stworzonych przez wybuchową mieszankę strachu, dobrych chęci, braku zrozumienia, gry pozorów i wzajemnej niechęci. Nie wiem, czy to miała być lekcja dla mnie, abym nabrała pokory - póki co nie wyszło, bunt to moje drugie imię. Nie wiem, na ile jest to kwestia mojego złego nastawienia (początkowo bardzo pozytywnego, przepełnionego nadzieją i prośbą o akceptację), a na ile nastawienia drugiej strony konfliktu, ale efekty są marne, a w perspektywie są lata szarpania się, wiecznych konfliktów i czekania, czekania, czekania... I unieszczęśliwiania siebie nawzajem.

 

Nie chciałam nigdy być przyczyną nieszczęścia osoby, którą kocham. Nie chciałam, żeby sytuacja zmuszała w pewnym sensie do dokonania wyboru między dwoma stronami konfliktu. I chciałabym to wszystko zrozumieć. A nijak nie pojmuję, jak to się stało i do czego to może doprowadzić. Nie rozumiem, jak można być tak przywiązanym do swoich rodziców i ich opinii. Generalnie mało rozumiem i zaczynam mieć dość tej sytuacji. Nie odnajduję się już w swojej roli, nie wiem, czego się ode mnie oczekuje (poza czekaniem latami), zaczynam tworzyć problemy i rozważać idiotyczne pomysły na przyszłość. Sama staję się problemem, tak samo sztucznym jak cała ta sytuacja.

 

Już sama nie wiem, czy jest to bardziej smutne czy żałosne.