Szał sprzątania - pół dnia szorowania, ustawiania, przecierania, przekładania, żeby dojść do wniosku, że w sumie w mieszkaniu zmieniło się niewiele, za to daje się wyczuć dość intensywny, chemiczny zapach płynu do mycia podłóg. Ponoć to dystyngowanie brzmiąca trawa cytrynowa. Plany pójścia na siłownię spełzły na niczym, bo nie doceniłam swojego pragnienia posiadania czystego mieszkania. A i to tylko na chwilę, szykuje się przecież pomalowanie kawałka ściany... Ach, never ending story.
Jutro znów jadę, tym razem z pustą walizką. Pusta walizka, czysty umysł, otwarte serce? Oby. Zasadniczo jestem po pewnym resecie osobowości, poproszę też reset niektórych wspomnień i emocji. Ale chyba już mam na tyle dużo dystansu, że to zadziała w podobny sposób. Mięśnie nieużywane stopniowo zanikają - myśli też?