photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 17 MAJA 2014

Bo dzieje się dzieje

Bałkańska gorączka :)

 

Nie wiadomo, gdzie zaczynać historie i którą z nich zaczynać. Życie niemiłosiernie pędzi, a im bardziej jesteś na TAK tym więcej się dzieje. Można znaleźć pracę, potem rzucić ją. W międzyczasie zmierzyć się z optymalizacją procesu. Ale co najważniejsze można wyjechać na podróż życia!

 

Znalazło się 56 osób, które stwierdziły, że razem chcą przemierzyć Bałkany. Cóż prostszego? Można wynająć autokar zaznaczyć na mapie punkty, które chcemy zobaczyć a następnie: W DROGĘ :)

 

Wyruszyliśmy wtorkowej nocy. Przemknęliśmy przez Austrię i już po kilku godzinach byliśmy u granic Słoweni. Bled, od którego rozpoczeliśmy, zachwycał jeziorem, tajemniczym zamkiem na wzgórzu i wysepką z kościołem na samym środku jeziora. 

 

Wynajęliśmy łódkę, aby móc zwiedzić wysepkę. Niestety kapoków dla nas zabrakło, więc ja płynęlam ze śmiercią siedzącą na ramieniu. Nadchodząca burza wcale nie zmniejszała moich obaw.  Okazało się że żegluga jest naszą mocną stroną, bo jakże mogło by być inaczej z teamem Ania-Tomek. Za odwagę narodziliśmy się słoweńskim Union, dawno żadne piwo nie smakowało tak dobrze.

 

Potem Ljubljana z miejscowym przewodnikiem, z regionalną pizzą i z winem bez korka. Miasto niesamowicie spokojne. Czas w tym miejscu płynął wolniej, człowiek miał ochotę przysiąść na schodach katedry aby wschłuchać się w bluesowy śpiew czy też usiąść w słońcu aby napić się pysznej kawy. 

 

Po stolicy wyruszyliśmy prosto do Podstolnej Jaskini. Nigdy nie byłam fanką jaskiń ale ta była niesamowita. Zapierała dech w piersiach (dla mnie szczególnie przez Hugo-wagoniki).

 

Gdy skończyliśmy zwiedzać najdłuższą dostępną do zwiedzania jaskiniową trasę w Europie ( 5 km) pojechaliśmy w miejsce tak piękne, urokliwe, że gdybym miała wybór zostałabym tam dużo dłużej. Trafiliśmy na półwysep Rojvijn. Niezliczona ilość krętych uliczek z małymi sklepikami po bokach pięła się po mału na szczyt wzgórza. Kiedy dotarliśmy już na najwyższy punkt półwyspu wiedzieliśmy że to miejsce jest magiczne.

 

Tego dnia nocowaliśmy w prawdziwych apartamentach, aczkolwiek noc w nich była krótka bo warto zażyć bylo morskich kąpieli kiedy było się już rozgrzanych chorwackim / słoweńskim winem i polską wiśniówką.

 

W piątek zaczeliśmy od Plitivickich Jezior. Trzeba przyznać, że Park Narodowy robi wrażenie. Szkoda tylko, że pogoda nie dopisała i nie pozwoliła w pełni cieszyć się widokiem szafirowej wody i pięknych wodospadów. Po długiej wędrówce mieliśmy ochotę na dobre jedzenie i dużo odpoczynku.

 

Noc spędzaliśmy w Zagrzebiu gdzie zamiast chorwackiej kuchni trafiliśmy do włoskiej tratorii, bo zapomnieliśmy w hostelu zapytać jak dokładnie nazywa się lokal którego mieliśmy szukać. Po kolacji odpoczynek przy wielosamkowych Rakijach. Cóż okazało się że Medica wcale nie przywraca zdrowia w jeden wieczór.

 

Poranek niestety nie tak radosny jak mógłby być, ponieważ Zagrzeb tonął w deszczu. Poszliśmy mimo to zobaczyć najważniejsze punkty miasta a nasze zwiedzanie skończyło się w "Museum of broken relationships". Doświadczenie ciekawe od historii, które bawiły do łez "she was pretty and white I was handsome and a little bit dark" po takie które skłaniały do refleksji. Na koniec operacja "uwolnić kunę" bardzo owocna.

 

Ostatnim państwem na naszej drodze był Belgrad, gdzie w końcu trafiliśmy na lokalną kuchnię. Niestety nie zachwyciła nas. Aczkolwiek Beata była bardzo hojna w napiwkach i szastała banknotami. A potem wieczór pełen rozmów, które trzeba będzie skończyć, może przy reszcie serbskiego wina?

 

Zwiedzanie Belgradu wybitnie nieudane, a jako pamiątki suche adidasy.

 

Na końcu trafiliśmy do Nowego Sadu, gdzie wraz z psem przewodnikiem dotarliśmy do samego centrum (jako jedna z nielicznych ekip). Obiad z najlepszą herbatą w życiu w regionalnej pizzeri Adrjana. A potem trzeba było pozbyć się dinarów, więc w sklepie polsko- serbskie rozmowy. Okazuje się że różne języki wcale nie są przeszkodą wystarczy chcieć.

 

Powrót do domu, gdzie przywitał nas słoneczny Kraków. Można było się zachwycić na nowo, naszym miastem w promieniach poranka... 

 

A na zdjęciu ekipa bez której ten wyjazd nie byłby nawet w jednej trzeciej tak wspaniały! 

Komentarze

aravir taka podróż musiała zasłużyć na uwiecznienie photoblogową opowieścią! :3
18/05/2014 10:34:49