Wszystko zaczęło się gdy w mojej głowie zrodził się diabelski pomysł : Babia! Świtem!
Ale wszystko poszło na łeb na szyję, bo Super Dobra Beata zdecydowała "Bez Ani to ja świtów oglądać nie chcę" No słowa były inne, ale sens ten sam. Jest to tym bardziej zrozumiałe po tym jak je przyłapałyśmy na wspólnym ścieleniu łóżka.
No ale do rzeczy. Jako, że wschody musiałam zostawić gdzieś w przyszłości. Powiedziałam a może by tak Turbacz zdobyć z Rabki do Nowego Targu. I zaczęły się schody... Bo za drogo, bo za długo. Po zmianie trasy okazało się że wyjście z Krościenka jest "za bardzo nie z Rabki" ale Beata przetrwała to jakoś.
Zdecydowaliśmy więc: Z Krościenka do Nowego Targu przez Turbacz! 45 kilometrów w sam raz przedwyrypowo.
Dzień wcześniej M. miał przyjechać do Krakowa, coby następnego dnia z rana złapać autobus w góry. Jak na złość tym razem zamiast przewidywanych trzech jechał pięć. Z tego powodu snu przed wielką trasą mieliśmy około 5 godzin.
Pognaliśmy rano na Dworzec, gdzie okazało się że wykupienie biletów nie byłoby złym pomysłem. No ale mądry Polak po szkodzie. Poza tym 1,5 h stania przed calodzienną wędrówką świetnie pobudza. Mina M. już wtedy zwiastowała interesujący wyjazd.
Z Krościenka wyruszyliśmy o 10:30. Ku uciesze wszystkich pierwsze podejście strome i takie które oddechu złapać nie pozwala. Mimo to wciaż z dobrymi nastrojami, której z każdą godziną było coraz mniej. Bo plecak ostre miał krawędzie, bo okazało się że iść prosto szlakiem to za łatwo i na drodze było drzewo za drzewem. Nie poddawalismy się i dzięki temu dotarliśmy do bazy namiotowej Luboń gdzie zaznaliśmy uczty pomidorki koktajlowe i kotlety :D Świat tak promieniał wtedy. Może dzięki naszemu dillerowi, który na ratował nasze życia magnezem i kofeiną.
Kolejna część trasy spokojna. Rozmowy egzystencjalne i zbliżające się miejsce wypoczynku.
Nazwać Studzionki rajem to mało. Od momentu gdy ujrzałam zakrys Tatr wiedziałam, że teraz to jest miejsce w w którym w moich marzeniach piję kawę o poranku na werandzie mojego drewnianego domu! Patrząc na majestat Tatr i mgły znad Czorsztyńskiego jeziora.
A u Państwa Chrobaków, dużo ciepła i domowej gościnnosci i takie pyszne ziemniaki z koperkiem, że jak zamknę oczy to wciąż czuję ich smak.
Noc nam przebiegła świetnie, wiśniówka pita po polsku. Poszukiwania łaskotek. Opowieści i śmiech.
Poranek jeden z cięższych, bo tak wcześnie. Za to widok wynagradzał trudy poranka.
Wędrówka nie należała do najłatwiejszych, ale w sumie można się było tego spodziewać jak się patrzyło na różnicę wysokości. Pionowe podejście pod Kiczorę sprawiło, że przełamaliśmy siebie. Na szczycie miła pogawędka z Panem rowerzystą.
Gdy dotarliśmy do Turbacza dawno nie widziałam M. tak uśmiechniętego. Odpoczynek tak nam dobrze trwał...
A potem szybko do Nowego Targu, gdzie uciekł nam autobus do centrum. Po drodze napatoczyliśmy się na mały busik stojący obok drogi, sczęśliwie jechał do centrum. Przynajmniej tak myśleliśmy dopóki nie zatrzymał się koło szpitala na obrzeżach miasta. Na szczęście po kilku minutach odjechaliśmy w koplecie i kompletni :)
A potem z Dworca tro już prosto do Krakowa!
Inni użytkownicy: kingulla12345janek1118purpurraahoccaayrton123johnybbbemillyyy0987misjonarzetarnowsahasularahajpanek94
Inni zdjęcia: XXIV drogakugwiazdom... sweeeeeettt😁 kingulla123451452 akcentovaSzafirki jerklufotoTULIPANY ... part 1 xavekittyxJedna z wielu Pasji jabolowekrwiKwiecień najprawdopodobniejnie... maxima24... maxima24