Pierwszy dwutysięcznik zdobyty!!
Podróż zaczyna się już w tramwaju do P., bo niestety okazało się że nie jest pociągiem i wzgórza Krzesławickie wcale nie leżą w Tatrach. Po tym pierwszym rozcarowaniu silniejsi mkniemy do przodu. U P. każdy z nas znalazł swój kawałek podlogi/fotela/łóżka. I po posileniu się, każdy we właściwych sobie jednostkach ulożyliśmy się do odpoczynku. Zaczęły się abstrakcyjne rozmowy o opadających Witkach i spaniu w blokach.
W końcu nadeszły magiczne okolice drugiej i zebraliśmy się w drogę na dworzec. Wszyscy mogliśmy się poczuc jak Polska A. Długo się mogliśmy tak czuć, bo autobus przyjechał godzinę później prawie. W między czasie M. odnalazł swojego idola, który był idealną melodyjką która powinna być po tym jak się rozwiąże zagadkę.
W autobusie podróż minęła jak z bicza strzelił. Wysiedliśmy na dworcu gdzie trzeba było się zdecydować co robimy. Podjeliśmy decyzję : "Idziemy! ".
Pan z busa był genialny. Opowiedział nam historię o grupce która na Rysy chciała wyjść ot tak, bo przecież koniki tam jeżdżą :)
W schronisku zostawiliśmy rzeczy ciężkie, przepakowaliśmy się. My z E. od tego momentu dziękujemy Bogu za A. Bo jakby tak E. pochyliła się ze swoim plecakiem, to mogło by być nieciekawie...
Do Morskiego Oka wyszliśmy w zdrowym marszowym tempie. Tam szybkie pokrzepienie ducha i co robimy? Idziemy na Szpiglasową. Powoli i mozolnie posuwamy się do przodu. Po drodze mijamy naturalne fontanny i małe dzieciaki które bardziej żwawo niż my hasają po tych górach.
Dochodzimy do miejsca gdzie można iść w dół do schroniska albo 15 minut na szczyt. Decydujemy że chcemy wyjść na dwutysięcznik więc mkniemy do przodu. W okół mleko i jest rześko, nawet bardzo. Dochodzimy do pewnego punktu w którym chęć wejścia na szczyt zmalała, więc podjeliśmy decyzję że wracamy. Na szczęście honor wyprawy uratował dzielny zwiadowca, który metaforycznie zatknął Fafikową flagę na zdobytym szczycie.
Powrót trochę rodem z horroru, bo zejście okazało się ciężkie i moja mapa wcale nie kłamała. Jednak nie takie łańcuchy straszne jeśli jesteś już w połowie i nie ma odwrotu.
Do schroniska mkneliśmy już niesieni wizją ciepłej herbarty i pierogów, a tam? Miejsca brak, bo w taką pogodę nie tylko my chcieliśmy się ogrzać. Niestety w trakcie odtajania zaczął padać rzęsisty deszcz i ostatnie dwie godziny marszu w jego strugach były co najmniej trudne.
W końcu dotarliśmy do naszego schroniska. A tam tyle szczęścia i pierogi i ciepły kąt. I ożywcze napoje. Zasiedliśmy i tam było cudownie. Najpierw wznoszenie toastów: "za czosnkową Miśka" "za pyszną Kwaśnicę" ;)
Potem przerzuciliśmy się na opowiadanie histori o ominiętych okazjach inwestycyjnych w akcję jedynego slusznego pracodawcy i zakupie ukulele i czterech hektarów. Potem już było tylko ciekawiej kiedy na drodze głównych bohaterów pojawia się Kobieta z Wielkim Biustem i Banda Janosika.
Noc równie ciekawa, kiedy ściśnięci w trójkę leżeliśmy w przejściu.
E:"jestem bezpieczna w moim kokonie"
N: (złowieszczy śmiech)
Rozmowy o inteligentnych i zabawnych bliźniętach :)
N: No my nie wstaniemy jeśli A. nie wstanie.
(brak reakcji)
N: Tak i teraz udaje że nie słyszy, bo rozmowa nie byla nagrywana ;)
Podróż do Zakopanego była udana, he?
A tam łatwiej się zgubić na Krupówkach niż na szlaku w Tatrach. Ja i A. coś o tym wiemy kiedy ja imaginowałam sobie jego przygody taternicze, a reszta stała w odległości 10 m od nas, a my kompletnie ich nie mogliśmy dostrzec.
"Góry to nasze spiętrzone marzenia
W górach ludzie jak one rosną ku niebu
Morze sczytów nas w żeglarzy przemienia
strujących coraz dalej od brzgu
Góry to ludzie, którzy je niosą w plecaku
Ludzie są jak góry które noszą w sobie
Gdzie oczy poniosą wędrujemy szlakiem
A u celu i tak czeka drugi człowiek"
Tacy ludzie zawsze by mogli na mnie czekać!
Inni zdjęcia: ;) patkigdJa patkigdBella patkigdP. wanderwar;) patkigd:* patkigdNa tle jeziora patkigd;* patkigdJa patkigdKocham patkigd