photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 15 LIPCA 2013

Tam na dole zostało...

Pierwszy dwutysięcznik zdobyty!!

Podróż zaczyna się już w tramwaju do P., bo niestety okazało się że nie jest pociągiem i wzgórza Krzesławickie wcale nie leżą w Tatrach. Po tym pierwszym rozcarowaniu silniejsi mkniemy do przodu. U P. każdy z nas znalazł swój kawałek podlogi/fotela/łóżka. I po posileniu się, każdy we właściwych sobie jednostkach ulożyliśmy się do odpoczynku. Zaczęły się abstrakcyjne rozmowy o opadających Witkach i spaniu w blokach.

W końcu nadeszły magiczne okolice drugiej i zebraliśmy się w drogę na dworzec. Wszyscy mogliśmy się poczuc jak Polska A. Długo się mogliśmy tak czuć, bo autobus przyjechał godzinę później prawie. W między czasie M. odnalazł swojego idola, który był idealną melodyjką która powinna być po tym jak się rozwiąże zagadkę.

W autobusie podróż minęła jak z bicza strzelił. Wysiedliśmy na dworcu gdzie trzeba było się zdecydować co robimy. Podjeliśmy decyzję : "Idziemy! ".

Pan z busa był genialny. Opowiedział nam historię o grupce która na Rysy chciała wyjść ot tak, bo przecież koniki tam jeżdżą :)

W schronisku zostawiliśmy rzeczy ciężkie, przepakowaliśmy się. My z E. od tego momentu dziękujemy Bogu za A. Bo jakby tak E. pochyliła się ze swoim plecakiem, to mogło by być nieciekawie...

Do Morskiego Oka wyszliśmy w zdrowym marszowym tempie. Tam szybkie pokrzepienie ducha i co robimy? Idziemy na Szpiglasową. Powoli i mozolnie posuwamy się do przodu. Po drodze mijamy naturalne fontanny i małe dzieciaki które bardziej żwawo niż my hasają po tych górach.

Dochodzimy do miejsca gdzie można iść w dół do schroniska albo 15 minut na szczyt. Decydujemy że chcemy wyjść na dwutysięcznik więc mkniemy do przodu. W okół mleko i jest rześko, nawet bardzo. Dochodzimy do pewnego punktu w którym chęć wejścia na szczyt zmalała, więc podjeliśmy decyzję że wracamy. Na szczęście honor wyprawy uratował dzielny zwiadowca, który metaforycznie zatknął Fafikową flagę na zdobytym szczycie.

Powrót trochę rodem z horroru, bo zejście okazało się ciężkie i moja mapa wcale nie kłamała. Jednak nie takie łańcuchy straszne jeśli jesteś już w połowie i nie ma odwrotu. 

Do schroniska mkneliśmy już niesieni wizją ciepłej herbarty i pierogów, a tam? Miejsca brak, bo w taką pogodę nie tylko my chcieliśmy się ogrzać. Niestety w trakcie odtajania zaczął padać rzęsisty deszcz i ostatnie dwie godziny marszu w jego strugach były co najmniej trudne.

W końcu dotarliśmy do naszego schroniska. A tam tyle szczęścia i pierogi i ciepły kąt. I ożywcze napoje. Zasiedliśmy i tam było cudownie. Najpierw wznoszenie toastów: "za czosnkową Miśka" "za pyszną Kwaśnicę" ;)

Potem przerzuciliśmy się na opowiadanie histori o ominiętych okazjach inwestycyjnych w akcję jedynego slusznego pracodawcy i zakupie ukulele i czterech hektarów. Potem już było tylko ciekawiej kiedy na drodze głównych bohaterów pojawia się Kobieta z Wielkim Biustem i Banda Janosika.

Noc równie ciekawa, kiedy ściśnięci w trójkę leżeliśmy w przejściu.

E:"jestem bezpieczna w moim kokonie"
N: (złowieszczy śmiech)

Rozmowy o inteligentnych i zabawnych bliźniętach :)

N: No my nie wstaniemy jeśli A. nie wstanie.
(brak reakcji)
N: Tak i teraz udaje że nie słyszy, bo rozmowa nie byla nagrywana ;)

Podróż do Zakopanego była udana, he? 

A tam łatwiej się zgubić na Krupówkach niż na szlaku w Tatrach. Ja i A. coś o tym wiemy kiedy ja imaginowałam sobie jego przygody taternicze, a reszta stała w odległości 10 m od nas, a my kompletnie ich nie mogliśmy dostrzec.

"Góry to nasze spiętrzone marzenia

W górach ludzie jak one rosną ku niebu

Morze sczytów nas w żeglarzy przemienia

strujących coraz dalej od brzgu

 

Góry to ludzie, którzy je niosą w plecaku

Ludzie są jak góry które noszą w sobie

Gdzie oczy poniosą wędrujemy szlakiem

A u celu i tak czeka drugi człowiek"

 

Tacy ludzie zawsze by mogli na mnie czekać! 

Informacje o natasiunia


Inni zdjęcia: ;) patkigdJa patkigdBella patkigdP. wanderwar;) patkigd:* patkigdNa tle jeziora patkigd;* patkigdJa patkigdKocham patkigd