New lie, część 3
- Drake, nie strasz mnie. Co się dzieje?- jego zdenerwowanie przeniosło się na mnie.
- Jeszcze nie wiem- odparł wstając.- Poczekaj, jeśli usłyszysz wołanie, idź w jego kierunku- dodał.
Przez chwilę było calkiem cicho, jednak po kilku minutach głos znów się odezwał. Postępując zgodnie z poleceniem Drakea właściwie biegłam do celu. Nie minęło dużo czasu, a ja się nie pomyliłam, to był on. On mnie wołał.
- Musimy przyspieszyć obrót spraw- zacisnął wargi i podszedł do mnie.
- Co masz na myśli?- odruchowo cofnęłam się.
- Nie bój się- złapał mnie za rękę i tak jak za pierwszym razem wbił w nią swoje wilcze pazury.
Zawyłam upadając na kolana. Głośny ryk wydobył się z mojeo gardła, poczułam, że moje ciało się zmienia. Zęby, paznokcie, więcej sierści. Zawładnęła mną złość, rzuciłam się na Drakea. Skutecznie mnie powstrzymywał jednocześnie drażniąc mnie coraz bardziej.
- Ładny z ciebie wilczek- zaśmiał się gardłowo.
- Nie chcę taka być- wrzasnęłam.
Wyciągnął swoją dłoń, którą od razu chwyciłam.
- Zamknij oczy i pomyśl o swojej ludzkiej postaci- polecił.
Zrobiłam to natychmiast i podziałało. Szybko oddychając usiadłam na mokrej ściółce i schowałam twarz między kolanami.
- Chloe, podciągnij lekko bluzkę- potrząsnął moim ramieniem.
- Słucham?- popatrzyłam na niego spode łba.
- Zrób to co mówię, zobaczymy czy jest już znak.
Wstałam podciągając koszulkę. Na moich żebrach pojawiła się centymetrowa czarna linia. Spojrzałam pytająco na Drakea.
- Narazie nic mi to nie mówi- pokręcił głową i sam opuścił materiał na moje ciało.
- A kiedy zacznie?- byłam coraz bardziej zdołowana.
- Jeśli zrobi się większy. Chociaż w 15 procentach jak ten- odparł zdejmując swoją bluzę. Na jego żebrach rozciągała się wielka strzała z przeróżnymi detalami.
- Co to znaczy?- zapytałam przyglądając mu się.
- To znak mojego stada- popatrzył mi w oczy.
- Masz swoje stado?- oparłam się o drzewo.
- Powinienem- usiadł na zimnej ziemi.
- Dlaczego?
- Bo jestem alfą. Ale nigdy nikogo nie przemieniłem. Jednak coś dziwnego dzieje się z tobą...
- Cała ta sytuacja jest dziwna, chora i nigdy nie powinna mieć miejsca- wrzasnęłam uderzając pięścią w drzewo.
Strużka krwi zaczęła płynąć po moich kostkach aż do nadgarstka.
- Przestań, nie denerwuj się- próbował przywołać mnie do porządku łapiąc mnie za ręce. Tym razem nie próbował zrobić mi krzywdy ale opanować mój atak.
- Jak mam teraz żyć normalnie? Jak mam pomóc tacie, który ledwo daje radę? Nie ogarnę tego wszystkiego- byłam zła, poczułam bolesne ukłucie w serce. Po raz pierwszy pomyślałam, że lepiej byłoby umrzeć.
cdn.