To, co dzieje się w mojej głowie, zawsze było takie samo. Wszystkie problemy które mnie dotykają, przechodzę zawsze przez te same schematy i to wcale nie tak że to całe zło które wokół siebie czuje nagle przychodzi z zewnątrz. To wszystko jest wewnątrz mnie. W mojej głowie. Jeśli trafiam w to złe miejsce (mój umysł) robie się wrakiem człowieka. Jestem totalnie rozbita. To jest takie uczucie jakby wewnątrz mnie była taka wersja mnie, która chce ściągnąć mnie na samo dno. Kiedy jestem "ponad" tym, czyli mogę odgrywać jakąś rolę społeczną. Założyć maskę. Jestem przyjaciółką, córką, w pracy kimś kto jest odpowiedzialnym za kogoś jest super. Ale kiedy wracam do swojego świata wracam do punktu wyjścia i nie jestem w stanie przestać myśleć jak to się stalo że znalazłam się w danej sytuacji. I tak w kółko i w kółko i w kółko. Jak ktoś ma pokochać mnie, skoro ja samej siebie nie nawidzę?
https://youtu.be/yG18c1dHiiI