Coraz częściej myślę o śmierci.
Nie, nie swojej.
Ogólnie. Nie mam depresji, doła, chandry , czy jakkolwiek inaczej można to nazwać.
Ja po prostu jestem przytłoczona tym wszystkim, co ostatnio się dzieje.
A szczególnie ostatnie wydarzenie dało mi tak bardzo do myślenia.
To oczywiste, że śmierć przyjdzie do każdego z nas.
Ale zawsze wydawało mi się, że wtedy będę już starszą kobietą, która wiele w życiu przeżyła, która wszystko ma za sobą. Może będzie mi dokuczać jakaś choroba, a może po prostu moje serce przestanie bić i ustaną wszystkie funkcje życiowe z powodu podeszłego wieku.
Nie mogę przestać myśleć o śmierci, która zabrała moją Ciocię.
O tej tragicznej śmierci w wypadku.
Jedyne o czym myślę to to, czy zdążyła pomyśleć o swojej rodzinie, o mamie, o mężu, o swoich dzieciach.
Bo o czym człowiek myśli w takiej chwili?
I czy w ogóle został jej dany czas, by choć w myślach się z nimi pożegnać?
Nie mogę się pozbierać.
Co chwilę płaczę, wręcz szlocham.
Wszystko jest źle i nie tak.
Basen okazał się prawdziwym wybawieniem.
Pływanie uwolniło mnie choć na godzinę od tych wszystkich myśli krążących w mojej głowie.
Nie myślałam o niczym. Po prostu pływałam.
A teraz& a teraz mam w głowie dziwne obrazy.
Obrazy, których nie chcę.
Przed oczami pojawiają się scenariusze, które mnie przerażają.
Moi rodzice jadący samochodem na pogrzeb, na Litwę& i&
I nawet nie chcę pisać, co w tych wszystkich myślach się zdarza.
Nie mogę spać. Śnią mi się tylko te okropności.
Kiedy ja się uwolnię od mojej uczuciowości i emocjonalności?
Po prostu chcę żeby czas się cofnął.