Znacie to pragnienie kontroli, kontroli nad wszystkim co ma miejsce w waszym życiu?
Można mówić tu o instynkcie, instynkcie panowania. Instynkcie władzy.. władzy absolutnej, której życie staje się całkowicie podporządkowane.
Znacie to poczucie, że trzymacie los obiema rękoma?. Stabilnie. I nagle coś wam to życie wytrąca.
I kończy się wasze panowanie. I kończy się absolutność rządów. Chaos życia. Otóż to.
Jak się czujecie w momencie, kiedy wszystko zaczyna biec swoim torem.
Kiedy próbując uporczywie chwytać życie, ono się wymyka, wystawia język i mówi: Nie ty tu rządzisz.
Przegrani? Odizolowani? Bezsilni? Słabi?
Myślę, że nie raz twój wewnętrzny głos wykrzyczał Ci te słowa.
Jestem też pewna że nie raz wziąłeś/ wzięłaś sobie je do serca.
Ambicja posiadania kontroli nad każdą sferą życia, staje się utrapieniem- w momencie gdy ta władza zwyczajnie nie może być Ci dana.
Istnieją rzeczy, które wymykają się naszej mocy zarządzania.
Wpadają i wypadają z naszego życia losowo. Istna loteria. Przykrość, dla tego kto wierzy że wszystko może w życiu ogarnąć.
A tak zwyczajnie się nie da.
Na scenie jest rzesza aktorów, która swoimi działaniami zmienia świat.
Nie jesteś sam/ sama by móc decydować o kształcie twego życia.
Są CI INNI którzy na nie oddziaływują. A nad nimi zapanować nie możesz.
Mówią: Płyń z prądem. Jak? Jak jeśli chęć dopięcia wszystkiego na ostatni guzik ciągle wisi w powietrzu..
Sztuka życia. Sztuka życia to odpowiedź na ludzkie bolączki.
Sztuka, której uczymy się przez całe nasze życie.
Zbierając przeróżne doświadczenia- lepsze gorsze.
Wchodząc w interakcję z ludźmi. Tymi podobnymi do nas, ale i całkowicie różnymi.
Sztuka życia to umiejętność dopasowania się do każdej sytuacji.
To umiejętność spontaniczności.
Umiejętność kontrolowania rzecz jasna, ale i akceptacji bycia kontrolowanym.
W ciągu całego naszego życia zajmujemy różne stanowiska, pełnimy różnorakie role.
W tym wszystkim chodzi o to by potrafić odpuszczać.
Nauczyć się, że wygrywając, musimy umieć również przegrywać.
Twoja kontrola sprawdzi się, ale nie zawsze.
Bo są w życiu momenty których nie zaplanujesz, nie przewidzisz.
I musisz żyć z tą świadomością.
Człowiek przy całej swojej sile, sprawczości - jest również kruchy, bo jest tylko człowiekiem.
Małą istotką, która nie ogarnie całego świata w którym na co dzień funkcjonuje.
Bo zawsze przyjdzie ktoś kto zburzy stworzony przez Ciebie porządek.
Od tak sobie... i nie zwróci uwagi ile pracy włożyłeś/aś w powstały stan rzeczy.
Taki mamy klimat. Takie czasy.
Odporność.
Brak władzy.
Tego się nauczyłam.
I to odbija się echem przy każdej sytuacji w której chcę, a nie mogę.
I jedyne co pozostaje zrobić na ten brak kontroli - to przywyknąć.
Nabyć umiejętność dystansu. Siły.
Która mówi: Jesteś wielki/wielka, ale nie uczynisz wszystkiego.
Nie łatwe zadanie dla kogoś , kto chce za bardzo.
Ale możliwe.
Ja powoli dochodzę do wprawy.
Instynkt kontroli zostaje uśpiony (rzecz jasna nie całkowicie, i nie w każdej sytuacji),
do gry wchodzi płynnośc, elastczność, akceptacja,
czyli główne hasła dzisiejszego świata.
Jeśli chcesz istnieć, normalnie funkcjonowac- musisz nauczyć się,
że w życiu nic nie jest na pewno.
Że chwila, jest tylko chwilą,
że sukces jest tylko chwilą,
że przegraną tą chwilą również jest.
Że cały ten świat to chwila.
I na próżno zdaje się ta spieszność kontroli.
Nim spróbujesz nią uzyskać, przyjdzie ci zmierzyć się z zupełnie innymi warunkami, inna sytuacją.
W tak szybkim świecie, chęć kontroli może okazać się pierwszym stopniem do wypalenia.
Nie znalazł się bowiem jeszcze taki który zapanowałby nad tym kalejdoskopowym światem.
Życiem rządzi chwila.
I nie zawsze zalezy ona tylko od Ciebie.
Pamiętaj.
__________________________________________________________
I nie pytajcie jak bardzo boli to poczucie, że tyle rzeczy wam umyka.
Że zwyczajnie nie jest wam dane nad nimi zapanować.
Choć chęci są duże, choć jest ambicja by to zrobić.
Ja miotam się jak ptak schwytany w klatkę-
jak przykuta kajdanami w momencie gdy tracę panowanie nad swym życiem.
Ale muszę się nauczyć, że czasem życie wymaga dostosowania.
I choć to ja jestem jego głównym twórcą, to nie jestem w tym dziele jedyna.
Przykre, lecz prawdziwe.
Tym co mnie wspiera.
A raczej tym, kto mnie wspiera jest Mój Mężczyzna.
Moja Miłość.
Pod której skrzydła wielokrotnie się chowam gdy przestaję radzić sobie z tym poczuciem bezsilności.
I wtedy na nowo będąc pod tym ciepłym skrzydłem, zaczynam odkrywać sens naszej tułaczki.
Sens, przez który nie przenika pragnienei kontroli.
To miłość. Ta swobodna, spontaniczna, słodka i nieogarnięta jest najwyższa wartością.
Do której nie potrzeba żadnej kontroli, bowiem wiesz że możesz ufać drugiemu,
znasz jego zamiary wobec ciebie i twego życia.
Kontrola staje się wówczas zbędna.
I to miłość nas leczy, z tego poczucia że trzeba mieć wszystko na oku.
To miłośc pokazuje, ze można się w pełni odprężyć, położyć na wodzie, zamknąć oczy i mieć tę pewność, że gdy je otworzysz nic się nie zmieni.
Wszystko będzie tak samo.
I będzie to możliwe bez twej kontroli.
Widzisz?
Bo miłość jest wtedy gdy rzucasz się tyłem w ramiona ukochanego wiedząc że ten Cię złapie.
Wiedząc, że nie stanie się nic złego.
Tak też jest z życiem.
Gdy dasz się choć trochę ponieść fali- uwolnisz się .
I uwierz że ta swoboda to jedno z najpiękniejszych doświadczeń.
Ja powoli coraz częściej jej doświadczam.
A uczy mnie tego miłość.
Niezmiennie.
________________
Life is a drink, and love's a drug
Oh now I think I must be miles up
When I was hurt, withered dried up
You came to rain a flood
(...)
Oh, angels sent from up above
I feel it coursing through my blood
Life is a drink, your love's about
To make the stars come out
Put your wings on me, wings on me
When I was so heavy
We're on a symphony
When I'm lower, lower, lower, low
https://www.youtube.com/watch?v=YykjpeuMNEk