Szczęście niczym motyl,
im bardziej za nim gonisz, tym szybciej przed Tobą ucieka.
Nie dogonisz go, nie przechytrzysz.
Jedyny sposób to czasem zdać się na los.
Nie próbować go przekupić.. nie próbować zapanować nad nim...
Czasem trzeba dać się ponieść rzece, pozwolić by zaniosła nas tam,
gdzie uważa że jest nasze miejsce.
Nie zawsze musisz decydować, nie zawsze musisz mieć pełną kontrolę nad życiem.
Są rzeczy, które dzieją się same.
I tak - mówię to ja , zwolenniczka myśli, że sami jesteśmy odpowiedzialni ze swój los.
Tak, wciąż mam takie zdanie.
Ale myślę też, że istnieją sprawy, których nasza kontrola już nie dosięga...
I, że w pewnym miejscu nasz wpływ się kończy.
Dopóki możemy - starajmy się na tyle na ile to możliwe,
Gdy możliwość znika - miejmy nadzieję na dobre ,
ale nie płaczmy z bezsilności,
nie zrzucajmy winy tylko i wyłącznie na siebie .
Uświadom sobie, że są rzeczy niezależne od nas,
są rzeczy których nie dosiegną twoje starania.
Co więc należy w takiej sytuacji robić?
Czekać na szczęście.
Ale po cichu ,
gdzies pomiędzy obowiązkami poświęcić chwilę na refleksję nad losem.
I to tyle.
Żadnej gonitwy, żadnego plucia sobie w brodę.
Jesteśmy Panami Swego Życia ,
ale jednocześnie też jesteśmy Jego Poddanymi.
Możemy wiele,
lecz w pewnych momentach nasza rola się kończy.
Pozostaje oddać swoje sprawy w ręce -... ?
No właśnie czego, kogo?
To nas irytuje,
bynajmniej niektórych z nas.
Że oddajemy się czemuś, czego nie znamy ,
nie wiemy jak pokieruje naszym życiem.
I tu właśnie zaczyna się nadzieja i wiara.
Wiara w to, że jest jakaś sprawiedliwośc.
I że jeśli nawet zachodzi dla nas słońce,
przyjdzie w końcu moment gdy znów się pojawi.
Z tym, że to nie od nas zależy , kiedy przyjdzie czas na ten moment.
Określone momenty się dzieją,
po prostu przychodzą znienacka.
Albo nas ciesząc, albo załamując nasz świat.
Jednak co pozostaje?
Jak nie zdawać się na to co daje nam los?
Nigdy nie wiemy kiedy znów zawita do nas szczęście.
Stąd rada - by chwytać każdą lepszą chwilę ,
i cieszyć sie nią na tyle,
by gdy odejdzie - czuć jeszcze jej ciepło...