Są momenty, kiedy musisz odrzucić wszelką troskę,
tak po prostu zepchnąć ją na boczny tor by żyła własnym życiem.
Poza twoją świadomością, poza myślą.
Musisz chwilowo wyswobodzić się z tej przeklętej presji, którą nakłada na ciebie otoczenie.
Którą nakładasz na siebie również i Ty sama.
Musisz wstąpić w stan wyciszenia - ustabilizować oddech.
Musisz ... musisz na moment wycofać się z tego szybkiego biegu.
By zaznać prawdziwego spokoju, by go docenić, by poznać jego wartość.
Tak wiem, życie czasem stawia nas przed faktem dokonanym,
nie daje nam wyboru- każde pędzić, by dostosować się do reszty społeczeństwa.
Lecz myślę też, że ten świat w którym żyjesz nie będzie miał Ci za złe gdy na chwilę się wyłączysz..
Każdy tego potrzebuje. I ty , i ja, i wszyscy inni. Twoi przyjaciele, twoja rodzna, również Ci obcy.
Każdy w tym szalonym biegu, po sławę, po lepsze wykształecenie, po dobrobyt - ma prawo do słabości.
Do chwili totalnego zawieszenia.
Nie sposób być w ciągłym biegu, nie sposób wygrywać każdy wyścig gdy nie mamy czasu na regenerację.
Po każdym najmniejszym sukcesie, po dobiciu do mety- przychodzi czas radości.
Ten czas radości powinien być wydłużony. Powinien nieść ze sobą faże euforii, a następnie przechodzić do fazy spokoju i odpoczynku.
Zazwyczaj tę końcową fazę jednak pomijamy. Jest radość. Często zbyt krótka...
Po niej przechodzimy do kolejnego wyścigu. Gdzie czas na wyciszenie? Na dokładne postawienie następnego celu?
Wszystko robimy zbyt szybko. Zbyt szybko dokonujemy wyborów, zbyt szybko stawiamy sobie cele.
Do czego to prowadzi? Do życia wypełnionego ciągłą gonitwą za czymś.
Nie wystarczy, że przed chwilą zdobyliśmy coś upragnionego.
Dobicie do celu, popycha nas w stronę postawy: " ciągle mi mało".
I tak w kółko. Wszystko zamyka się w jednym kręgu.
Biegniemy, zdobywamy, znów biegniemy...
Czasami zdarzają się porażki. Dobrze- może nawet częściej niż czasami.
Mówcie co chcecie ale takie porażki są czasem naszym ratunkiem.
Co by studziło nasz zapał, co by nas zatrzymało? Gdyby nie te chwilowe upadki.
Ciężko u nas o samodyscyplinę. Taka natura, że jak już raz coś wyjdzie, to trzeba o to walczyć przy każdej możliwej okazji.
Ale kto powiedział, że sens życia tkwi jedynie w walce?
Gdzie miejsce na spokój, na radość z profitów ,
gdzie miejsce na refleksję?
Dochodzi do tego, że dziś- biegniemy po to by biec.
Biegniemy bo biegną inni, bo biec się powinno.
Bo chwilowy postój oznacza przegraną.
Bo zostajemy w tyle, bo coś nas omija.
Dlatego rzucamy się w ten wir ciągłego uganiania się za czymś.
Tylko czy nie macie wrażenia, że czasem ten bieg to monotonia?
To po prostu coś tak automatycznego,
że sam obiekt do którego niby dążymy staje się przez to niewidoczny?
Że zaczynamy biec do czegoś, ale gdyby tak sięzastanowić głębiej-
nie potrafimy nawet odpowiedzieć jaki jest nasz cel.
Tak... to jest największa wada owej gonitwy.
Napędza nas otoczenie,
otoczenie budzi stres i presję, by nie pozostać w tyle,
by dorównać innym.
Z masą trosk biegniemy,
i wygląda to naprawdę komicznie.
Biegniemy by biec...
Choć na naszych twarzach maluje się wielkie zaangażowanie.
W środku tak naprawdę pozostaje pustka.
Bo czy biegnę, bo chce osiągnąć określoną rzecz, tak sama z siebie?
Czy może robię to, bo inni o to zabiegają, więc i mi wypada?
Czy tak naprawdę nasze cele są wyznaczone zgodnie,
całkowcie zgodnie z naszym wewnętrznym 'ja'?
czy nie są one przypadkiem odbiciem celów całej reszty społeczeństwa?
Czy ten nasz bieg nie jest bezsensowny,
gdy właściwie cel ów biegu zanika?
Apeluję po prostu o to by zwolnić.
By nie biec za tłumem,
by nie zapominać o tym co jest dla nas naprawdę ważne.
Proponuję zatrzymać się,
nie na długo, bo oczywiście w dzisiejszym świecie dłogotrwały spoczynek nie oznacza niczego dobrego.
Ale proponuję po prostu na moment wycofać się z tego biegu,
przerwać tę automatyczną czynność.
Podejść do tego z refleksją.
Zastanowić się nad tym, do czego dążymy,
gdzie został postawiony nasz cel.
Czy w ogóle go mamy? A jeśli tak to czy jest on całkowicie nasz?
Bieg wymaga od nas sporej dawki energii, siły, wytrzymałości.
Skoro tak jest, to czy nie warto biec, ale z sensem?
By nie tracić tej energii na sprawy nieistotne.
By mieć ten cel,
to marzenie- które będzie warte tego wyścigu.
Przecież czy nie lepiej uganiać się za czymś, co ma bezpośredni wpływ na nasze życie,
niż tracić czas na bieg bezsensowny do abstrakcyjnego celu, utworzonego przez społeczeństwo.
Zwolnijmy, zastanówmy się czasem nad swoim działaniem,
wybijmy się z tłumu i pomyślmy o sobie jako o indywiduum.
Zróbmy coś dla siebie, tak po prostu.
Zaprowadźmy w swoim życiu pewien ład i porządek.
Napełnijmy się spokojem,
a następnie przejdźmy do działania słusznego.
Działania, które będziemy umieli wytłumaczyć.
Działania które będzie miało przed soba pewien szczytny cel.
Nasz cel.
Jednostkowy.
https://www.youtube.com/watch?v=LXet-FuJxY8
Libčre ton esprit
Écoute chanter le monde
Pourquoi passer sa vie
A courir aprčs une ombre
Juste une pâle copie
Une voix qui t'entraîne
Et petit ŕ petit
Elle prend ton oxygčne
We are the war
The war en nous-męme
J'veux voir, j'veux voir
J'veux voir la lumičre
Libčre-toi
C'est, c'est, c'est, c'est l'ego, l'ego, l'ego, l'ego....