Wyjeżdżając o 00:00 w środę nie zdawałam sobie sprawy, na jak wielkie wydarzenie w moim życiu jadę. Oczywiście przez całą drogę nie mogłam zmrużyć oka. Składanka Aerosmith w aucie tylko dodawała nam skrzydeł w czasie jazdy. Kiedy dotarliśmy do Pragi około godziny 7 nie mogłam wyjść z podziwu, że już za 13 godzin będę świadkiem najlepszego koncertu na świecie. Wielki upał dawał się we znaki i bardzo męczył, ale czego się nie robi dla takiego koncertu. Po zwiedzeniu starego miasta, zrobieniu zakupów po moich ogromnych prośbach, wręcz błaganiach, pojechaliśmy na arenę. Była godzina 14, gdy staliśmy na parkingu pod Aston Martin, co było chyba najlepszą rozrywką naszego kierowcy i mojego brata, którzy zrobili mi najpiękniejszy prezent na 18-ste urodziny, choć sami nie bardzo słuchają takiej muzyki. Po zrobieniu kanapek ruszyliśmy na arenę, gdzie oczywiście nie mogliśmy się połapać gdzie i co jest. W końcu nam się udało. Jak tylko zobaczyłam przy kasach czerwony napis 'Aerosmith' rozbolał mnie brzuch, przeszły dreszcze. A później już tylko oczekiwanie w kolejce, bo przecież muszę stać blisko Steven'a! Ludzie, których widziałam stojących lub siedzących w kolejce zapierali mi dech w piersiach. Faceci wyglądali jak Steven, Axl, a nawet Bon Jovi, co poruszało mnie ogromnie. Najbardziej moją uwagę przykuł chłopak w podartych spodniach i bandamką zawiązaną pod kolanem. 18:00 coraz bliżej spełnienia marzenia, 18:30 lecę na halę, żeby tylko stać blisko barierki. I udało się, byłam przy scenie, obok barierki. Miałam Steven'a na wyciągnięcie ręki. 20:00 support, a mnie już nogi wchodziły w tyłek, kręgosłup wysiadał, ale gdy tylko o 21:20 wielki plakat 'Aerosmith' spadł z sufitu, wszystkie bóle zniknęły jak ręką odjął. Delikatna, cicha muzyka i w końcu wielkie 'bum'! Plakat opadł, zespół pokazał się wszystkim oczekującym fanom. I zaczęło się! Steven zbliżający się powoli wyglądał niesamowicie, jego cudowny płaszcz, kapelusz, pilotki, pamiętam dosłownie wszystko. 'Live in Elevator' było jak przypuszczałam całe przepłakane. Nie można nie wspomnieć o wspaniałych solówkach Brad'a i Tom'a. Brad, który grał pięściami na perkusji czy Joe rozwalający swoim paskiem gitarę. Cały koncert krzyczałam, śpiewałam, płakałam, drżałam i nie wierzyłam w to, co przeżywam. Wracając, nie mogłam się otrząsnąć, płakałam i drżałam jak galareta. Tym oto sposobem pierwszego lipca spełniło się moje największe marzenie wszech czasów.
<3 !
Inni użytkownicy: nalna90vitusoslilly02niebieskadmajustkyuubanmadlenkwjozefwielkicernowyevergreyhalitat
Inni zdjęcia: Daisy tezawszezle:) dorcia2700... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24Środa chasienkaWielki Czwartek patrusiagd*** coffeebean1