Zazwyczaj to zaczyna się przypadkiem, patrzysz na mnie
jakoś ukradkiem i nieznacznie nic nie znaczysz dla mnie,
jeszcze, choć mieszkamy w jednym mieście to
wcale się nie znamy, przedstawiają nas znajomi wreszcie...
Twoje oczy trochę smutne chyba patrzą prosto w moje i
nic nie mówisz znów, ja milczę też, ale oboje
mówimy "chyba chcę, lecz wybacz, wiesz, trochę się boję" i
chyba śnię...
Czas nieubłaganie mija, znasz mnie kilka lat już,
tłumaczymy sobie, że dziś wszyscy żyją tak tu,
myląc brak słów z całkowitym zrozumieniem.
Mijam Cię zazwyczaj w drzwiach, chyba patrzysz prosto w ziemię,
chowasz głowę w piach, to strach przed porzuceniem.
Mówisz coś, że to nie tak, że Tobie brak jest czegoś, czego nie wiem,
rozmawiamy rzadziej, częściej to milczenie,
wreszcie krzyczysz coś o niczym, co naprawdę ma znaczenie.
Wracasz z pracy późno, ja znów muszę wyjść i
rzucasz luźno "no to trudno", co to znaczy to wiesz tylko Ty i
przykro mi, że znów się mijam z Tobą, dziś Ty wyszłaś.
Przypominam sobie, jak lubiłem się Ciebie domyślać.
Ta iskra chyba znikła, magia prysła dzisiaj,
boję się zapytać, co to znaczy, gdy oddychasz i
odpycha nas w nas nawzajem dziś to samo,
co nas przyciągało i to było za mało...
To kolejna próba których dużo było w sumie
A w naszym przypadku jednej rzeczy nie rozumiem
To te same myśli ale inny sens wynika
Zawsze kiedy chcę się związać z kimś, mam z tym przypał
Raz bliżej, raz dalej za dużo przepychanek
Wrogie spojrzenia nikt nie jest ideałem
Ja i Ty ubierzmy dziś to w proste słowa i ustalmy to by, uniknąć rozczarowań.