Dzień sądny! To właśnie o godz.11 zobaczyłem po raz ostatni swoich kochanych rodziców. Byli tacy...uśmiechnięci jakby chcieli nam przez to powiedzieć, że... są szczęśliwi? Nie wiem.....
Co czułem? Ból i ucisk w żołądku... pewnie spowodowany przez rozpacz i nerwy. Co z dziadkami?
Fatalnie, babcia na różańcu rozpłakała się do tego stopnia, że musieliśmy ją wyprowadzić wraz z dziadkiem, który na pozór trzymał się najlepiej ze wszystkich, a raczej dość udolnie chował to w sobie. Przecież nie mógł dłużej tego w sobie trzymać i pękł... Co ja wtedy czułem? Jak się zachowałem...?? Z początku sam płakałem wraz z nimi krokodyle łzy ulewały się w kaplicy, a potem kiedy z babcią i dziadkiem nie było już najlepiej wziąłem się w garść jednym spojrzeniem dałem do zrozumienia dla mojego wujka, że czas ich wyprowadzić i zawieść do domu, przecież mogłoby się to źle skończyć dla dziadków, są to przecież starsi ludzie.... Ja wziąłem babcię, a wujek Antek dziadka. Wsadziliśmy ich do samochodu i pojechali wraz z Antkiem do domu, tam była żona Antka i parę ciotek, które zaopiekowały się moimi największymi skarbami, które pozostały po moich rodzicach... Ale ja miałem i wciąż mam wyrzuty sumienia, jakie w tym momencie przechodziły przez mój durny łeb myśli i epitety w moją stronę... Aż wstyd je przetaczać...
Dziś piszę tak nieporadnie, ale to pewnie dlatego, że mój stan zdrowia Mi w tym przeszkadza, ale to potem! Wracając do dnia zwanego przeze Mnie SĄDNEGO o godzinie 10 byłem już w kaplicy, chciałem przez chwilę pobyć z rodzicami sam na sam co przez te dwa dni nie było możliwe bo każdy chciał z nimi jeszcze trochę pobyć, pogadać... i w kaplicy wciąż było tłoczno i głośno. Dziś chyba wszyscy wiedzieli, że to mój czas, moja chwila i że muszą sobie odpuścić przychodzenie zbyt wcześnie, aby spojrzeć na nich i pomodlić się za ich duszę w ciszy... To JA miałem ich na wyłączność, mogłem im powiedzieć to co powinienem powiedzieć wcześniej, ale człowiek jest tylko głupią istotą przekonaną, że będzie jeszcze czas powiedzieć swoim bliskim, że są kochani, najważniejsi pod słońcem i tak zwlekamy, aż w pewnym momencie obudzimy się z ręką w nocniku, ja niestety obudziłem się z tą pieprzoną ręką w nocniku i bardzo tego żałuję, bardzo ale to bardzo jest Mi z tego powodu wstyd... siedziałem z nimi i rozmawiałem jak czasem to robiliśmy, bez krzyków, zbędnych epitetów, tak zwyczajnie, tylko że już nie usłyszałem ich odpowiedzi i nie usłyszę nigdy więcej... Nawet nie zauważyłem jak szybko minęła ta godzina zaraz przyszli dziadkowie i reszta rodziny i znajomych... i jak to na pogrzebach modlitwa, pożegnania... nie dotknęło Mnie to mocno, bo przez te dwa dni to robiłem codziennie, jednak kiedy musiałem ostatni raz się z nimi pożegnać, dotknąć, pocałować, myślałem, że zwariuję!!!! Nie mogłem się od nich odczepić, jednak kiedy pozwoliłem zamknąć wieka od trumien.... to uczucie, ten ścisk w klatce piersiowej, ugięte nogi... nawet dziś kiedy o tym piszę mam w oczach łzy... Potem ostatnia droga i &jeden wielki dół, w którym zostali pochowani razem, jak zawsze chcieli, w tle leciała piosenka, którą tato zaśpiewał Mamie na jednej z imprez i od tego momentu była ich wspólną piosenką, a była to piosenka Seweryna Krajewskiego Nie jesteś sama. Wszyscy jak jeden mąż ze łzami w oczach śpiewali im tę piosenkę , wrzucając po białej róży... Pomimo tego że to był jeden z najgorszych chwil w moim życiu uważam, że to był piękny pogrzeb i pochowałem swoich rodziców godnie i dbając o każdy szczegół pokazałem jak wiele dla Mnie znaczą... I w ten o to sposób pożegnałem się z moimi najważniejszymi pod słońcem osobami na ziemi jednak wiem, że spotkam się z nimi w tej krainie szczęścia w której są i czują się świetnie...
Od tamtego momentu na cmentarzu jestem dwa razy w tygodniu, wcześniej byłem codziennie, ale teraz to nie jest możliwe.. 2 miesiące po pogrzebie poszedłem pobiegać było to rano, gdzieś o 6 & biegając w parku w pewnym momencie zaczęła lecieć Mi krew z nosa... Myślałem, że to zwykłe przemęczenie i nie mówiłem o tym dziadkom Oni i tak mieli wiele zmartwień, ale te krwawienia się powtarzały poszedłem więc do lekarza rodzinnego, ten zrobił Mi badania jakie tylko było można zrobić i co się okazało mam białaczkę... z początku nie mogłem się z tym pogodzić, uznałem to za karę za rodziców i całą resztę, ale nie poddam się będę walczyć do końca! Muszę zdobyć dyplom magistra, ułożyć sobie życie, nie mogę tak wcześnie umrzeć mam dla kogo żyć....
I tak oto opowiedziałem wam moi kochani moją historię nie wiem dlaczego to napisałem, czułem, że muszę, że jest konieczne, może po to aby każdy z was po przeczytaniu tego mógł się zastanowić nad sobą, wstać i powiedzieć swoim bliskim, że ich bardzo kochacie... Pewnie tak...
Trzymajcie się i pamiętajcie, że w życiu piękne są tylko chwile... i trzeba się cieszyć każdym dniem ; -)!
Ja uciekam dziś jadę na trochę do szpitala, w końcu trzeba mnie troszkę po kuć... :- )!
Do zobaczenia!
Kochani!
Jestem Anastazja, kuzynka tego niesfornego gościa, który opowiedział Wam tą poruszającą historię... To dobry chłopak, ale był trochę pogubiony, a po śmierci rodziców.... strasznie się zmienił... Zmieniła go śmierć bliskich i straszna choroba z którą się borykał już po dwóch miesiącach od śmierci rodziców... Niestety nie zawitałam tu z powodu aby poinformować Was, że przeszczep się udał wręcz przeciwnie... wczoraj w nocy odszedł od nas nasz kochany łobuz pozostawiając po sobie chęć życia i najważniejszą lekcję, którą powinniśmy wziąć sobie do serca do końca życia i jedne dzień dłużej...
Obiecałam mojemu kochanemu kuzynowi, że zaopiekuję się jego blogiem, ale na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie... był Mi bardzo bliski, a jego śmierć... to nie powinno się stać...
Do zobaczenia....
KONIEC&pisała niedoświadczona w tym Śnieżynka, która postara się pisać coraz lepiej
; -)!
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24Ludzie kochają konie bluebird11