Tak to ja już mam, że jak złapię fazę na jakieś zdjęcie, to mam je na tapecie na telefonie, komputerze i dodaję je na bloga. Tak jest i tym razem, oczywiście xD
Fazę mam też obecnie znowu na Naruto, ale to chyba wiecie już. A już szczególnie na Tsunade, na obrazku to ta po lewej xD
Już jakiś czas temu zauważyłam, że postacie z gier, książek, komiksów, filmów itp, które stają moimi (można to tak nazwać) idolami, to zawsze są kobiety o silnej osobowości, harde dziołchy, które sobie w kaszę dmuchać nie dadzo i do szczęścia faceci są im zbędni. Zawsze jak oglądam lub czytam Naruto, to sikam pod siebie, kiedy jest jakaś akcja z Tsunade, która rozpierdala wszystkich w drobny mak. Jak gram w Tomb Raider, to jestem pełna podziwu dla odwagi i sprawności tej... no dobra, przyznaję, laski z pikseli, która walczy z dinozaurem, mumiami, tygrysami i innymi skurwielami. Jak oglądam "Kobietę na krańcu świata", to zastanawiam się, jak można wyglądać tak ładnie jak Martyna Wojciechowska, kiedy od tygodnia jest się w dżungli. I jak można zdobyć Koronę Ziemi nie mówiąc w środku wyprawy "Ale piździ. Pierdole to, nie idę dalej". W sumie to można powiedzieć, że jestem pełna podziwu dla wszystkich wielkich czynów, dla przekraczania ludzkich możliwości.
Dla mnie przekroczenie możliwości (mojego przynajmniej) ciała, to przebiegnięcie 1000m. Więc można sobie jedynie wyobrazić, jakiwielki podziw mam dla ludzi biegających po kilkanaście kilometrów, dla ludzi zdobywających szczyty, przepływających jeziora, wytrzymujących skrajne temperatury i warunki. I można sobie jedynie wyobrazić, jak beznadziejnie się czuję siedząc teraz przed komputerem i pisząc te bzdety... Powinnam być taka jak Martyna, Lara Croft, czy Tsunade, powinnam rozpierdalać kosmos tak jak one, ale do tego celu brakuje mi jedynie silnej woli.
Bo ja chcę, ja naprawdę chcę ćwiczyć, biegać, chcę żeby ze zmęczenia po ćwiczeniach spływał ze mnie pot, chcę ćwiczyć aż do nieprzytomności, chcę zrobić co mogę, żeby osiągnąć to, czego pragnę!
Ale kiedy tak sobie przychodzę na siłownię, poćwiczę pół godziny, to zaraz mi się odechciewa... Siedzę tak sobie sama, podnoszę te ciężary, sztangi, hantle, chuj-wie-co i zaraz mi się zaczyna nudzić. Nikt ze mną nie rozmawia, nie pogania, nie motywuje. Nie jestem dla siebie dobrym trenerem.
Co wieczór mówię sobie "No kurwa, dzisiaj się nawpierdalałaś jak świnia, więc jutro przystopujemy z jedzeniem!".
Rano o tym zapominam i po normalnym, zdrowym śniadaniu, kiedy jestem w szkole, muszę wpierdolić jakieś gówno, typu baton czy drożdżówka. Nosz kurwa mać. Wiem, że nie powinnam, bo nawet ćwicząc codziennie nie spalę tłuszczu kiedy podczas dnia wpierdolę 3000kcal.
Mam naprawdę słabą wolę. Zajebistą motywację, ale w słabą wolę. Gdyby ktoś mi krzyczał nad uchem "Nie wpierdalaj, tylko zapierdalaj!", byłoby mi łatwiej. Ale na nikogo takiego mnie nie stać, bo tak to mi może pokrzyczeć chyba tylko trener na siłowni, przecież nie matka. Nawet SKS z koszykówki w szkole nie ma, więc już chujówka do kwadratu.
Bo jest coś takiego dziwnego, że jak ćwiczę w szkole, biegam, gram w kosza, to mogę to robić bez końca, zapierdalam póki rzeczywiście nie czuję się, jakbym miała zaraz stracić przytomność. Mogę zrobić 4 kółka wokół całego Orlika, przebiegnę i 2000m i to jeszcze rozmawiając z Lisiecką i wszystko jest okej. Za to w domu, kiedy pobiegnę 400m, to wypluwam płuca. WTKURWAF?!
Jedynym moim do tej pory sukcesem jest to, że mogę teraz podnieść nie 15, a 20 kg na nogi, bice, trice, barki i chuj wie co jeszcze.
Hura...
A tak już odchodząc od tego żałosnego tematu jakim jest moja nieudolność, powiem, że od... 3 dni maluję farbami akwarelowymi i stwierdzam, że są zajebiste. Zawsze mnie wkurwiały, bo myślałam, że do malowania potrzeba dużo wody i dają słaby kolor. A tu się okazuje, że im mniej wody, tym mocniejszy kolor, wow xD Są bajecznie łatwe w użyciu, nie wolno tylko przesadzić z wodą. Narysowałam jakiś czas temu miasteczko, pomalowałam farbami i normalnie wieszam na ścianie, bo zajebiście wyszło.
Nie chwaląc się dodam jeszcze, że bardzo lubię w sobie to, że czego się nie dotknę (jeśli chodzi o rysowanie, malowanie), to wychodzi mi to całkiem nieźle. Wzięłam się za akryl i zrobiłam sobie 2 pary zajebistych butów. Ruszyłam akwarele i mam całkiem ładny obrazek na ścianę. Od jakiegoś... tygodnia przekwalifikowuję się z artystycznych portretów na mangę i mogę rysować bez opamiętania, wena jest cały czas.
Ja pierdolę! wiosna to chyba dobry czas na próbowanie nowych rzeczy!
Mam nadzieję, że coś wreszcie ruszy z moją fizycznością, możnaby rzec, z moim taijutsu xD Bo rysowanie to może poczekać, to mi wychodzi i bez dużej pojemności płuc.... której nota bene nie mam. Kurwa, trzeba było nie palić tyle xD
Teraz powiem coś bardzo natchnionego, co nie zostanie nigdy urzeczywistnione, bo przecież jestem leniwa. Uwaga...
"Tak więc, od jutra zapierdalanie feeeest, dattebayo kurwa! Mniej wpierdalania, więcej zapierdalania! Albo jakby to powiedział Hardkorowy Koksu >nie ma opierdlania sije!<"
Fajnie mi wyszło, nie? XD
I chuj z tego, wpierdalam herbatniki i płaszczę dupę, jak zawsze...
Dobra, ogarniamy się na jutro.
Narazie, grubasky! :D