Miałam wrzucić inne zdjęcie, ale fotoblog się na nie obraził, że niby za małe, to wrzucam Małacha, a co mi tam.
Chujowy dzień. Śnieg. Kto tam na górze napierdala tym bialym gównem w środku marca, ha?!
Pisałam dzisiaj maturę z polskiego. Pewnie zjebałam po całości, bo wydawała mi się podejrzanie łatwa. Tylko dla debila wszystko jest łatwe, więc coś musiało pójść nie tak xD Mam nadzieję, że jutro mi na matematyce pójdzie dobrze. Dzisiaj nauczycielka osobiście życzyła mi powodzenia. Może dzięki temu swego rodzaju namaszczeniu mi się powiedzie xD Ale lepiej nie zapeszać.
Otarłam się dzisiaj o śmierć. Dosłownie.
Wracam sobie z mamą z Chełma. Lód na drodze taki, że na biegunie nawet takiego nie ma. Dziękujemy, wójcie, o zadbanie o drogi podczas i po śnieżycy <3
No, koniec z polityką. Otóż jedziemy sobie, jedziemy, ostrożnie, dosłownie 40km/h i nagle *JEB!*, zarzuciło samochodem, mama odbija od pobocza do pobocza, nabieramy niestety prędkości, zarzuca jeszcze bardziej, w końcu mama przyhamowała, obróciło nas o 180 stopni i zatrzymałyśmy się na poboczu w zaspie. Całe szczęście. Siedzimy zadowolone, że nie jebłyśmy w żadne drzewo, ogrodzenie i że nic z naprzeciwka nie jechało. Jeśli coś by jechało, to chyba by nas do tej pory składali na ortopedii. W najlepszym przypadku na ortopedii.
Nie zdążyłyśmy jeszcze nacieszyć się życiem, kiedy jakieś 100m przed nami zza zakrętu wyłania się nasz sąsiad L. jadący ciężarówką. Jedzie, jedzie i nagle co? W tym samym miejscu zaczęło go zarzucać. Moja reakcja - "kurwa nie." xD Na szczęście masa samochodu i fakt, że ma on jakieś 6 czy 8 kół pozwoliła sonsiadowi na opanowanie go i ominięcie nas. Przejechał sobie obok a my z mamą twarze jak z kamienia xDD Sraka w gaciach po prostu jak nic. Wyjechałyśmy z zaspy, jedziemy tym razem 20km/h i patrzymy, a dosłownie 5m dalej od miejsca, w którym wylądowałyśmy ktoś zajebał w drzewo. Przez resztę drogi do domu widziałyśmy takich miejsc, gdzie ktoś lądował na poboczu, chyba z 10.
Chyba nie idę jutro do szkoły, jeszcze zginę kilometr od domu xD
No ale ja pierdolę, w przeciągu miesiąca czy półtora już drugi raz lądowałam w rowie po poślizgu xD To trzeba mieć pecha...
Albo szczęście, że nic się nie stało. Śmiałam się potem, że przeżyłam, bo muszę chyba w końcu pójść do wojska, no nie? xD
Dobra, koniec pierdolenia.
Pozdrawiam! I załóżcie łańcuchy na koła.