Całe życie wmawiam sobie, że monotonia nigdy mnie nie dosięgnie.
ale troche dorosłam i sobie nie radze.
system troche mnie gniecie.
ale
dopiero teraz zrozumiałam, że strasznie przeżywam każdą zmianę.
Za szybko się przyzwyczajam.
za długo sie gniewam.
i za często ubolewam nad tym jak kiedyś było cudownie, a jak teraz[znowu] zrobiło się zjebanie.
i trzaskam się w twarz, że wygodniej mi zacząć kolejny raz wszystko od nowa, niż miałabym marnować czas na wszystkiego odbudowanie.
wszyscy Ci, którzy kiedyś nie byli w stanie wyprowadzić mnie z równowagi teraz robią to z nieziemską mocą..
Ale jest tak, a nie inaczej.
nie ma dla mnie miejsca
w miejscu, w którym stoję
Mniej piję i najgorszy okres odwyku nikotynowego jest za mną.
Może ktoś w końcu znaleść pilota i przewinąć do października?