W sumie to nie wypadł ten koncert tak jak sobie to wyobrażaliśmy.
Miało nas jechać więcej i mieliśmy być dłużej i miał być alkohol i rozpierdol, a tym czasem była to dla nas dwójki przepyszna muzyczna uczta.
Poznań jakoś nie wywarł na mnie wrażenia, jakoś tam tak szaro i ponuro i deszczowo mimo słońca.
Wszystko jakieś taki obojętnie beznadziejne i towarzystwo jakieś takie zblazowane
Trochę zamieszania było z wejściami, ale dość szybko udało nam się z tym zmierzyć.
Godzina czekania na otwarcie hali i oto moloch stanął dla nas otworem.
Przeogromna hala z przeogromną sceną z miliardem wielokolorowych światełczynek
jakoś tak się wszystko poustawiało, że przez 4 pierwsze koncerty staliśmy przy samych barierkach.
Neony- zwycięscy starcia Jarocinowego zagrali pierwsi i cała ja ślę im pokłony i buziaki, bo na prawdę ...
no jaram się!
z Jarocina pamiętam tylko, że ' trochę jak pogodno '
a tu proszę.
wypada na scenę paczka ciasteczek, nastolatki mokre, a ja zatkana ich tekstami nastawionymi na dis rzeczywistości.
Happy pills to jakaś ociekająca sexem pani pomiędzy czterema gitarzystami w podeszłym wieku, uprawiająca miłość francuską ze statywem do mikrofonu.
Fajnie było się tak wyczilować, ale nie wiem czy to była odpowiednia formacja zaraz przed Acid Drinkers.
a co do nich to zostałam pozytywnie poturbowana jaźniowo.
Wydawało mi się, że to przestarzały dziadzio z przerostem treści nad formą w rozkrzyczanym dziadziowym zespole.
Teraz mogę powiedzieć, że to jeden z NAJLEPSZYCH koncertów w moim życiu.
co prawda jestem za mało nastawiona na zło, aby sprzątać w domu przy ich piosenkach, ale urzekła mnie ich charyzma sceniczna, urzekły mnie ich układy taneczne, urzekł mnie hit the road jack w ich wykonaniu, ale najbardziej ścisnął mnie za serduszko perkustista Ślimak, który zamienił się na miejsca z wokalistą i z gitarą w ręku zaśpiewał ' Et si tu n`existais pas' <3. SZAPOBA!
Następnie zostaliśmy maksymalnie przygnieceni do barierek, gdyż dwunastolatki napierały na przód, by bliżej zobaczyć, a wręcz powąchać naćpanego Rojka z Myslovitz.
Troche mi było przykro, że mylił tekst Peggy Brown.
I że były piosenki z nowej płyty, które mało kto znaaał i mało było hitów.
Później moje największe loff Strachy na lachy.
Wtedy już postanowiliśmy iść się pobawić w tłum.
Pobawiliśmy się serdecznie :trzy razy w ścianie śmierci, w niemiłosiernym pogo.Lała się krew, były łzy i zgrzytanie zębami.
Nie było Cafe sztok i Chory na wszystko i się trochę obraziłam, ale za to zaskoczyli mnie czarnym chlebem i w tym samym kolorze kawą.;*
Piła Tango była również i całą pierwszą zwrotkę grabaż przetańczył, bo śpiewaliśmy my :)
Powoli zaczęliśmy być zblazowani, zmęczeni, głodni, jeszcze bardziej chorzy i ostatni koncert przewegetowaliśmy.
Jednakże to mimo wszystko był najlepszy koncert na którym byłam Comy.
a było ich z jakieś mocne 6.
Rogucki zrobił taki rozpierdol,że aż chciałabym go serdecznie przeprosić za moje starcze zachowanie w trakcie jego koncertu.
Poleciały wszystkie hity, poleciały łzy (nie moje) i poleciały staniki.
DOBRZE!
Następnie chodziliśmy 4 godziny na dworcu głównym, gdyż pociąg za tyle miał być.
i tu bym chciała serdecznie pozdrowić pomysłodawców na zagospodarowanie dworca w Poznaniu.
bardzo podoba mi się pomysł poczekalni, możliwości oglądania telewizji i czytania książek bezpłatnie, DZIĘ-KU-JE-MY!
P.S pociąg z Gdańska do Poznania przyjechał punktualnie i na miejscu był punktualnie
z Poznania do Gdańska, również przyjechał punktualnie, szkoda tylko, że z jednym wagonem klasy drugiej i musieliśmy trochę siedzieć na korytarzu.
Po całej przespanej niedzieli czas na walentynki, które spędzem z moim ukochanym..tatusiem i mamusiom. ;*