Dopiero teraz czuję, że koniec lata staje się całkiem namacalny faktem, a nie jakąś herezją.
Lękam się każdego dnia, który mnie przybliża do wizji nałogowego zapierdalania w obcym mieście, wśród obcych ludzi.
Paradoksalnie właśnie teraz mam milion pomysłów na minutę i najchętniej każdy dzień spędzałabym w innym mieście...
Ciężko jest uciekać przed czasem.
Przy życiu trzyma mnie jeszcze idea wrześniowej nocy, w której zamierzam się oddać chwalebnemu melanżowaniu, ejmen.