"Pustka duszy" cz. 10
Zamknęłam się w swoim pokoju. Usiadłam przy szafie i podkurczyłam nogi pod samą brodę. Kołysałam się jak niedorozwinięta, przetwarzając w głowie pomysł mamy. Za nic w świecie nie mogłam jej rozgryźć ani zrozumieć. Dla mnie było to nie do pomyślenia. Zgodziłam się na wypad tutaj, ale nie na zawsze. Mama wszystko sobie przemyślała, nie pytając mnie nawet o zdanie. To się nazywa miłość i szczęście? nie mogłam opanować łez. Miałam ochotę zadzwonić po wujka, spakować swoje rzeczy i zniknąć z tego miejsca. Z drugiej czułam ogromną pustkę z powodu mamy. Było mi wstyd, że tak na nią naskoczyłam. Nie powinnam..
- Można? - jej opanowany głos oderwał mnie od myśli. Otarłam mokre policzki i spojrzałam w stronę drzwi.
- Mhm. - mruknęłam.
Mama usiadła na łóżku i wbiła we mnie spojrzenie pełne skruchy.
- Przepraszam Cię.. - powiedziała jako pierwsza. - byłam głupia, że powiedziałam Ci o tym w sklepie rowerowym.. - spuściła wzrok, wbijając go w czubki swoich pantofelków.
- Nie szkodzi.. każda okazja jest dobra. - wzruszyłam ramionami. - chciałabym wrócić do szkoły.. do Alana.. czemu mi zabraniasz, mamo? wiesz jak mi z tym ciężko? - oczy zaszły mi ponownie łzami.
Wstała. Podeszła do okna i splotła ręce na piersi. Opuściła ramiona i głośno westchnęła.
- Chciałabym stworzyć Ci normalny świat..
- Pozwól mi samej sobie go stworzyć.. - odparłam.
- Dobrze, zostawimy ten temat na inny dzień.
Obróciła się w moją stronę. Jej oczy także zrobiły się mokre.
- Idę na spacer. - rzuciłam, podnosząc się z miejsca.
Mama skinęła głową i zniknęła za drzwiami pokoju. Zmieniłam spodenki z dżinsowych na dresowe, narzuciłam na siebie T-shirt i niemal wybiegłam na zewnątrz.
Puściłam się biegiem przez leśną ścieżkę. Słońce chowało się za koronami wysokich drzew dając przyjemny cień. Mimo wszystko było starsznie duszno. Mój organizm dodatkowo dusił się kotłującą sytuacją. Im intensywniej o tym myślałam, tym bardziej przyspieszałam kroku. W końcu się zatrzymałam, bo brakowało mi oddechu. Oparłam ręce na kolanach, wdychając głeboko powietrze. Słone krople potu spływały po moim czole. Nie chciałam stać w nieznanym miejscu, więc wolnym krokiem szłam przed siebie. Nagle w krzakach nieopodal drogi usłyszałam szmer, jakby jakieś zwierzę ryło w gałęziach. Stanęłam jak wryta, wyobrażając sobie w myślach co rusz to straszniejsze stworzenie. Wstrzymałam oddech, kiedy nieznany obiekt zaszeleścił gałeziami parę metrów przede mną. To nie był straszny zwierz.. to był mały, szarobury piesek. Odetchnęłam z ulgą. Psiak przystanął, kiedy mnie zobaczył i skulił uszy. Czuł się wystraszony. Po chwili zorientowałam się, że z jego przedniej łapki kapie krew. Podbiegłam do niego przez co ten skulił się jeszcze bardziej.
- No widzisz jaka ja głupia? przestraszyłam Cię. - wyciągnęłam do niego dłoń. Pies odsuwał się nieznacznie ode mnie. - no chodź maleńki, nie zrobię Ci krzywdy..
Po paru minutach przekonywania udało mi się go wziąć na ręce. Biedaczysko, trząsł się cały i skamlał. Pod cienką wartstwą futerka wyczuwałam żebra.
- Chyba dawno nic nie jadłeś.. - pisnęłam w jego ucho. Ten jakby na potwierdzenie swoich słów oblizał się językiem. Zrobiło mi się go żal. Trzymając go ostrożnie na rękach wróciłam do domu.
Postawiłam czworonoga na ganku przed wejściem. Skulił się, jakby bał się nowego miejsca. Weszłam do domu. Mama siedziała w pokoju przy otwartym oknie i czytała książkę. Spojrzała na mnie spod okularów. Uśmiechnęłam się do niej niepewnie.
- Już wróciłaś ze spaceru? - spytała, zaznaczając zakładką rozdział w książce.
- Mhm. - mruknęłam. Skierowałam swoje kroki do kuchni. Wyciągnęłam mleko i kawałek chleba.
- Głodna jesteś? jak chcesz to zrobię już obiad..
- Nie.. to nie dla mnie. - rzuciłam i wyszłam z domu.
Wiedziałam, że mama nie wytrzyma i wyjdzie za mną. Po chwili stanęła na ganku i spojrzała na mnie z góry. Kucałam przy piesku, nalewając do znalezionej miseczki mleko. Mama splotła ręce na piersi.
- A co to za gość? - spytała łagodnym tonem.
- Znalazłam go w lesie. Zranił się..
Złapałam go i uniosłam delikatnie krwiawiącą łapę. Mama wydała z siebie cichy jęk i zniknęła w domu. Po chwili wróciła z apteczką. Kucnęła przy mnie i niczym profesjonalna zwierzęca pielęgniarka zaczęła robić opatrunek włochatej kulce. Przyglądałam jej się z nieukrywanym podziwem.
- Myślę, że teraz będzie lepiej.. - pogłaskała pieska po grzbiecie i poczochrała w łebek.
- Dzięki, mamo. - odparłam.
- Ciekawe co robił sam w lesie.. może komuś uciekł.. - zastanawiała się.
- Pewnie tak.. jest piękny, na pewno nikt go nie wyrzucił.. szkoda, że nie ma żadnej obroży ani nic..
- Zrobimy mu zdjęcie i pojedziemy do miasta wydrukować ogłoszenie. Co Ty na to? może właściciele go szukają..
- Myślę, że to dobry pomysł. - spojrzałam na mamę i delikatnie się uśmiechnęłam.
Całe wcześniejsze zajście jakby wyparowało. Co nie zmienia faktu, że nadal chcę tu zostać..
Zrobiłam psiakowi parę fotek, przebrałam się ponownie, poprawiłam włosy i wyruszyłyśmy z mamą do miasta. Na ten czas pies został zamknięty w werandzie. Wsadziłyśmy go do kartonu z miską mleka i pokruszonego chleba. Gdy ostatni raz na niego spojrzałam, był zwinięty w kulkę i szykował się do spania. W myślach życzyłam mu spokojnych snów.
Objechanie miasta i roweszenie ulotek zajęło nam dobre dwie godziny. Nie jeździłyśmy daleko, tylko w najbliższym kręgu. Przemiła pani w drukarni stworzyła nam piękne ogłoszenia z opisem psa oraz jego zdjęciem. Byłam dumna i zadowolona z efektów naszej pracy. Zajechałyśmy do domu wykończone, choć muszę przyznać, że ten wypad nieco rozluźnił naszą napiętą atmosferę sprzed paru godzin. Gdy podeszłyśmy do werandy, pies zaczął szczekać swoim cienkim głosikiem. Szybko weszłam do środka i wzięłam go na ręce. To drobne zwierzątko chwyciło mnie za serce od pierwszego wejrzenia. Usiadłam na zimnych kafelkach i zaczęłam się z nim bawić.
- Zrobię nam coś na obiad. - powiedziała mama, obserwując nas przez jakiś czas.
- Pomóc Ci? - spytałam, choć wcale nie miałam na to ochoty.
- Dam sobie radę. - odparła.
Nie pytałam więc po raz drugi. Wolałam pobyć z milutkim, przestraszonym pupilkiem.
CDN.