"Pustka duszy" cz. 5
Długi czas zastanawiałam się dlaczego nikt do mnie nie dzwoni, nikt się mną nie interesuje. Przez pierwsze dni dostałam od koleżanek parę wiadomości z pytaniem jak się czuję po pogrzebie taty. Odpisywałam zdawkowo, nie miałam siły na użalanie się. Od tamtej pory telefon milczał. A i mi przeszła ochota na tłumaczenie się dlaczego nie chodzę do szkoły i co się ze mną dzieje. Brakowało mi tańca. Trzy lata spędzone na treningach, na wspólnych wyjazdach i zawodach dały się we znaki. Taniec jest moją pasją, do której tyle czasu dążyłam. Mama też nie wzięła tego pod uwagę. Czy i z tej przyjemności mam zrezygnować?
Otrząsnęłam się energicznie i przyspieszyłam kroku. W takim tempie zastanie mnie noc. A maszerowanie po ciemku w lesie nie było najlepszą opcją. W końcu udało mi się trafić na ruchliwą ulicę. Stanęłam na poboczu i mrużąc oczy rozejrzałam się dookoła. Pędzące auta sprawiały, że moje długie włosy fruwały pod wpływem potężnego podmuchu wiatru. Postanowiłam ruszyć przed siebie, w kierunku do którego pędziły samochody. Musiałam wyglądać conajmniej dziwnie na długiej i pustej drodze, którą po obu stronach otaczały rzędy wysokich, liściastych drzew. Ani jednej żywej duszy. Nikogo, kto mógłby wytłumaczyć mi drogę..
Nagle wpadł mi do głowy głupi pomysł. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Ba, uważałam to za niebezpieczne i nieodpowiedzialne. Śmiałam się z ludzi, którzy wybierali taki rodzaj przemieszczania się. Ale tym razem nie miałam wyjścia. Znalazłam się w sytuacji, w której jedynym rozwiązaniem było właśnie to. Stanęłam przy drodze i wyciągnęłam rękę, machając nią energicznie przed jadącymi autami. Wstyd i poniżenie wypisane było na mojej twarzy. Strach pojawił się w chwili, gdy mała czarna Honda włączyła prawy kierunkowskaz i stanęła tuż przy mnie. Kierowca opuścił szybę i uśmiechnął się szeroko na mój widok. Moje usta rozciągnęły się w bladym, przestaszonym grymasie.
- Dokąd panienka się wybiera? - usłyszałam chrapliwy głos. Starszy mężczyzna nie wyglądał na zboczeńca, ale wiadomo - nie ma co osądzać po wyglądzie.
- Do miasta.. - rzuciłam przez ściśnięte gardło.
- To siadaj! - zachęcająco machnął ręką.
Z bijącym sercem otwarłam drzwi i zajęłam miejsce pasażera. Zapięłam pas w chwili gdy mężczyzna z piskiem opon ruszył przed siebie. Nie patrzył na mnie, skupiał się na drodze. Zachciało mi się wyć z własnej głupoty. Parę razy zaklnęłam w duszy. Pragnęłam jak najszybciej opuścić ten samochód.
- Przyjechałaś pewnie na wakacje? - zapytał po chwili. Obróciłam powoli twarz w jego stronę. Ciche pomruki piosenki z radia nie dodawały mi otuchy.
- Tak.. można tak powiedzieć. - odparłam. Nie chciałam wdawać się z nim w dyskusję.
- Znasz okolicę?
Wahałam się z odpowiedzią. Jeśli powiem, że nie gotów jeszcze mnie wywieźć i zgwałcić. Natychmiast w głowie pojawiły się czarne scenariusze, adrenalina i strach podskoczyły o parę stopni.
- Tak, znam. - rzuciłam pewnym siebie głosem. - popsuł mi się rower, a koniecznie muszę dostać się do centrum.. - dodałam pospiesznie.
Facet zaśmiał się, jakbym powiedziała coś zabawnego. Do końca drogi nie odezwał się ani słowem, a gdy ujrzałam znaki informacyjne, sygnalizację świetlną i ludzi, omal nie popłakałam się ze szczęścia.
- Mogę wysadzić Cię koło banku? - spytał łagodnym głosem.
- Jasnę! bardzo panu dziękuję. - wysiliłam się na szczery uśmiech.
- Nie ma za co. Miłego dnia! - rzucił za mną, gdy wysiadłam z auta.
Nie odwracałam się. Pomknęłam wprost przed siebie, znikając w szarych murach kamienic.
Miasto. Hałas. Tłum. To właśnie za tym tęskniłam najbardziej. Młodzież w grupkach, wychodząca z knajpek w dobrych humorach, starsze panie z wnukami na lodach, dzieci na rolkach, rowerach.. to wszystko sprawiło, że uśmiechnęłam się sama do siebie. Uśmiechnęłam pierwszy raz od śmierci taty.
Usiadłam przy stoliku jednej z restauracji. Parasole osłaniały przed słabym już słońcem. Zamknęłam oczy i upajałam się rytmem życia miasta. Nagle usłyszałam głos nad swoją głową. Głos ciepły, stanowczy.
- Coś pani podać?
Spojrzałam w górę, mrużąc oczy od słońca. Nade mną stał młody chłopak, odziany w biało-czarny uniform, z bloczkiem kartek w prawej dłoni. Długopis wystawał z kieszonki na piersi. Przez chwilę rozważałam odpowiedź, wpatrując się w jego uroczy uśmiech.
- Poproszę wodę. odparłam. Chłopak przytaknął głową, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął w środku restauracji. Obserwowałam ludzi siedzących dookoła. Dziwnie się czułam nie znając tu nikogo. Wszytskie twarze były obce. W moim mieście o tej porze spotkałabym dużo swoich znajomych. Ktoś by się dosiadł, ktoś zagadał. Tutaj byłam sama. Skazana na własne towarzystwo.
Rozmyślania przerwał kelner, przynosząc na małej tacy szklankę wody. Podziękowałam i wzięłam od niego szkło. Chłopak przez chwilę stał nade mną, jakby czekając aż jeszcze coś domówię. Zrobiło mi się nieco głupio bowiem nic nie chciałam. Głód póki co mi nie dokuczał. Odszedł, gdy widział, że nic nie powiem. Na koniec uśmiechnął się przyjaźnie. Odwzajemniłam ten gest.
CDN.
Inni zdjęcia: Jeszcze czego locomotiv... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24:) dorcia2700:) locomotivMałe dziecko bluebird11BALATON usinska