"Pustka duszy" cz. 1
Nigdy nie zapomnę tego dnia. Kwietniowe południe. Kwietniowe łzy.
Siedziałam w szkolnej ławce, zastanawiając się w myślach co ubrać na dzisiejsze zajęcia taneczne, kiedy do klasy bez zbędnych formalności wkroczyło dwóch policjantów. Spojrzałam na nich przestraszona. Mimo iż nie wyrażali żadnych uczuć, czułam że stało się coś złego. W takich chwiliach człowiek zapomina o wszystkim, wertując w głowie najróżniejsze scenariusze. Mój scenariusz okazał się nader podły.
Słowa jednego z funkcjonariuszy latały po klasie jak natrętna mucha. Wzrok nauczyciela świdrował mnie na wylot. Nic do mnie nie docierało. Byłam z betonu. Albo nie, byłam ze szkła. Z czegoś co można w jednej chwili rozbić w drobny mak. Jakby coś ciężkiego uderzyło w sam środek mojej duszy i rozszczepiło ją na milion kawałków. Stłumione krzyki kolegów i koleżanek z klasy. Niezrozumiałe szepty. Wystraszone, pełne lęku spojrzenia. Co się dzieje? hej, mój umysł zaczyna wariować! pomocy!
Przeaźliwy krzyk gdzieś z zewnątrz. Jakby zabijano dzikie zwierzę. Nim zdołałam wrócić do rzeczywistości, zrozumiałam, że owy krzyk wydobywa się z mojego gardła. Nie chciałam wracać do świata żywych. To ja umarłam. Nie mój tato.
CDN.
Krótki wtęp, a po nim dalsze części nowego opowiadania.
Sorka, że tak późno, ale zupełnie brakowało mi weny, żeby cokolwiek zacząć.
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24Ludzie kochają konie bluebird11