mam dziś okropny dzień, cały czas boli mnie brzuch, tak bardzo się stresuję przed jutrzejszym szpitalem, nie chce usłyszeć tych dobrze znanych mi słów, nie chcę żyć tak jak teraz. obiecałam sobie, że jeśli powiedzą mi coś złego to skończę ze sobą, bo nie zamierzam żyć z tym co mam, nie dam rady. dziś ważenie, waga pokazała 57,5kg tak więc jest dobrze, chociaż i tak w lustrze nie widzę zmian. mam dziś spotkać się z moją przyjaciółką, z którą nasze drogi się rozeszły, nie rozmawiałyśmy od miesiąca, boję się, ale i cieszę bardzo. wieczorem może przyjedzie J., żeby podnieść mnie na duchu, tylko nawet ta wizja jakoś nie poprawia mi humoru.
bilans:
ś: 2 kromki chleba ziarnistego + 2 plasterki pomidora + 2 plasterki szynki(250)
2ś: -
o: gulasz z indyka, makaron(200)
k: 1 kromka chleba ziarnistego z pomidorem i szynką(125) + sałatka jarzynowa(200)
775/800
ćwiczenia:
100 wymachów nóg prawa
100 wymachów nóg lewa
150 ruchów naprzemiennych
100 przysiadów
50 nożyc
50 podnoszeń każdej nogi leżąc na boku
10min abs na stojąco
8min legs
8min buns
1h sprzątania + tyyyyyyyyyyyyyyyyyyysiące pocałunków
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44
edit: no tak, zawaliłam, ale jakoś nie żałuję. nie ćwiczyłam bo całe popołudnie przesiedziałam u kumpeli ale nic nie jadłam i odmówiłam loda! a potem nagle zadzwonił J. że czeka pod moim domem haha, kocham Go mega! spędziliśmy cudowne kilka godzin, z minuty na minutę byłam coraz bardziej szczęśliwa. teraz czekanie do poniedziałku, umrę z tęsknoty. dlatego właśnie nie ćwiczyłam, nie miałam czasu. teraz muszę iść spać, bo jutro cholernie ważny dzień. nie wiem czy wierzycie w Boga, czy nie ale błagam, pomódlcie się za mnie, chce być zdrowa...