jutro może spotkam się z J., jak cudownie.. oby się udało, bo już tęsknię. dziś znowu paliłam, jestem głupia, przecież wiem że nie powinnam, że obiecałam że rzucę, ale nie umiem.. tak cudownie mi było. kawa, papieros, idealnie. czytam teraz taką piękną książkę, że nie mogę się od niej oderwać więc idę dalej męczyć oczy. jutro ważenie, boję się, chcę znowu kilka kg mniej... to już 13 dzień a ja nie widzę żadnych efektów ćwiczeń, diety, wkurwia mnie to. wczoraj dziewczyny powiedziały mi że schudłam a ja je wyśmiałam, przecież nic się nie zmieniło. ale obieciałam sobie, że nie przestanę, nie poddam się, nie mogę! poza tym tak cholernie tęsknię za moją "przyjaciółką", z którą nie mam kontaktu już od miesiąca, z tego co wiem to chyba dobrze się bawi, nie wiem czy mam się pierwsza odezwać, nie wiem co robić...
bilans:
ś: dwa gryzy nekatarnyki(15)
2ś: kawa(100), wafel ryżowy(36)
o: kurczak gotowany, trochę makaronu(150)
k: -
301/800
ćwiczenia: zrobione!!
100 wymachów nóg prawa
100 wymachów nóg lewa
150 ruchów naprzemiennych
100 przysiadów
50 nożyc
50 podnoszeń każdej nogi leżąc na boku
10min abs na stojąco
8min legs
8min buns
+ 1h nordic walking
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44
edit: to źle jeśli zrobione ćwiczenia mnie nie cieszą prawda? nie czuję już tej radości co kilka dni temu, pot nie daje mi satysfakcji, w lustrze dalej widzę grubą świnię, nie radzę sobie chyba, nie chcę rezygnować bo muszę schudnąć ale wkurwia mnie to, że nie mam tej satysfakcji co jakiś czas temu. 13 dni, zero widocznych efektów. u niektórych po kilku dniach widać już mega zmiany, a u mnie? mam doła, jak ja się pokażę w szkole...