Ciemność, cisza, strach.
Siedze samotnie wśród czterech ścian.
I myślę.
O ludziach, ich sercach, sumieniu.
O tym jak bardzo można kogoś krzywdzić-chcąc dobrze.
Patrze za okno- słońce znowu zachodzi.
Jutro rano napewno ponownie pojawi się na horyzoncie.
A potem...
W kółko to samo.
Te same twarze, ulice.
Tylko problemy coraz to inne.
Każdy kolejny coraz gorszy.
A ja?
Umiem sie sprzeciwiać.
Ale jak długo tak można?
Dlaczego nie można komuś powiedzieć wprost?
Że rani? Że to boli?
Wiem czego chcę.
Ciszy i spkoju.
W otchłani mroku.
xxx