Ludzie, co za dzień. Dawno nie zaliczyłam takiej amplitudy nastrojów :/
Rano warsztaty, które miały okazję być udanymi, ale zachowanie co niektórych skutecznie zepsuło mi humor.
Potem górka, jak udało się ostatecznie zatwierdzić temat licencjatu i generalnie dowiedzieć, o czym pisać.
Potem dołek, bo ktoś się wkurzył, że nie kupiłam durnego kubka w okropnym, sraczkowatym kolorze. No nie kupiłam, bo był brzydki i sraczkowaty, zamiast tego wzięłam ładny i zielony, ale nieee.... miał być sraczkowaty, bo powiedziałam, że wezmę właśnie taki. Nosz ludzie, mam lepsze rzeczy niż kłócenie się o takie bzdety.
Potem górka, jak weszłam na konto i zobaczyłam, że wpłata za prackę już przyszła i będę mogła spełnić swoje małe, tyci tyci marzenie <3 I zaraz to zrobię, jak tylko sklecę notkę.
Ale generalnie myśl o jutrzejszym dniu sprawia, że mam nerwa takiego, że nie wiem co. Najchętniej bym coś rozwaliła, albo zaczęła sprzątać, albo nie wiem co.
Ale przynajmniej pieseł ze zdjęcia szczęśliwy. Pochłonął na raz całą tchawicę wołową (godzinę ją męczył) i dwa żwacze. Mam nadzieję, że po tchawicy nie dostanie żadnych sensacji. Przynajmniej on jeden jest w tym "związku" szczęśliwy.
Normalnie jutro pojadę i kupię ten zafajdany kubek. Wrrr....