Jesteś bez sensu. Twoje niebieskie oczy, które szarzeją, są bez sensu. Twoje włosy - jaśniejsze latem, ciemniejsze zimą - też są bez sensu. I ręce, i nogi, i serce pod czaszką, które jest w Tobie jedynym organem myślącym. Najgorsze, że zupełnie Ci z tym dobrze. Podziwiam Twój tchórzowski upór. Te nieustannie do końca nieszczęśliwe miłości. Kiedy w tajemnicy wzdychasz do kogoś zupełnie nieosiągalnego. Nie umawiasz się wtedy z nikim, wstawiasz kwiaty do wazonu, robisz sobie makijaż częściej niż zwykle. To tak śmiesznie bezpieczne. Otulić się snami i nie wychodzić z marzeń. Częściej niż zwykle chodzisz wtedy na spacery, bo wyobrażasz sobie, że ta osoba jest obok Ciebie. O czym rozmawiacie? Co planujecie? Czy wygrywacie walkę z całym światem?
Wczoraj Cię widziałam. Wracałaś z lasu w swoim płaszczyku małej dziewczynki, z szalem bezładnie owiniętym wokół szyi - nie chodzi się tak ubranym do lasu. W domu zapewne zaparzyłaś dwie herbaty, tylko, że ta jedna stoi nietknięta, choć dwie łyżeczki cukru już dawno zdążyły się w niej rozpuścić. Uśmiechasz się do pustego fotela naprzeciw, potem siadasz na jego kolanach. W tle mieszanka bardzo miłosnych piosenek.
Zasypiasz w pozycji otwartej. Przecież już przestałaś być embrionem, który w ciemności ssie róg poduszki.
Tylko ranki są bolesne. Na szczęście coraz krótsze.
Jest kawa. Jest Nirvana. Jest wszystko! :)