NIC w życiu nie jest tak proste, jak się wydaje. Myślałam, że kiedy zamknę peien rozdział w moim życiu wszystko się ułoży. Nie przewidziałam tylko, że zanim otworzy się nowy można utknąć pomiędzy stronami. Staram się jak mogę ale nic mi nie wychodzi, tracę wiarę w ludzi i chęci do czegokolwiek. Czuję się, jakbym była w jakimś dole, z którego są dwa, pozornie identyczne wyjścia - jedno naprzód, a drugie wstecz. Muszę się pozbierać, bo z tej perspektywy nie potrafię nawet niczego docenić, ciężko widzieć nawet najjaśniejsze gwiazdy, kiedy wszystko zasłaniają chmury. Potrzeba mi siły, żeby się stąd wydostać. Dokładnie tej siły, która cały czas jest częścią mnie, ale jest dla mnie nie dostrzegalna, zupełnie jak cień, kiedy brak słońca, oświetlającego drogę. Muszę znaleźć to "słońce" czymkolwiek/kimkolwiek jest i to jak najszybciej. Najbardziej przytłacza mnie fakt, że dostałam ostrzeżenie, że tak własnie może być. Gigantyczną, cholerną, odblaskową, tablicę ostrzegawczą z maksymalnie wyraźnym napisem "PAKUJESZ SIĘ W TO NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ, [...} NIEWIELU WYTRZYMUJE". A ja co zrobiłam? Zatarłam tę tablice śniegiem (o ile można tak nazwać naiwność) i poszłam dalej. Mam co chciałam...
Zgłaszam nieprzygotowanie do życia, dziwko.