Koniec końców, i tak stajemy oko w oko.
Szybko upadasz- czyżbyś mierzył za wysoko?
Nadszedł mój czas, Twa pozycja spadła.
Czujesz, że dłoń zbliża się do gardła.
Dla Ciebie skończył się już dzień dziecka,
już nikt nie będzie klepał Cię po pleckach.
Okazałeś, dla nas, się fałszywą żmiją.
Za późno! Nowego serca Ci nie wszyją.
Straciłeś wszystko, co dla Ciebie ważne.
Nie miałem nic, ale nie ja teraz marznę.
Otaczam opieką wszystkich pokrzywdzonych,
w rubryce PONIŻENI zostałeś odhaczony.
Ranisz wszystkich wkoło, każdego bliskiego.
Właśnie przez te wersy zostałeś bez niczego.
Nikogo nie obwiniaj, głupotą na to zasłużyłeś,
po prostu w ciągłych kłamstwach już się pogubiłeś.
Widząc mnie dziś, nie obracaj się na pięcie.
Nie uciekniesz przed ostatecznym pchnięciem.
Chciałbyś się wyrwać, lecz nie dasz rady.
Ja jestem zbyt silny, a Ty zbyt słaby.
Widząc mnie, nie marnuj sił na niemy krzyk.
Nikt Cię nie słyszy, a zamilkniesz w mig.
Chciałbyś się obudzić, lecz to nie jest sen.
Jestem Twym koszmarem, nieubłaganie tracisz tlen.
Marszczysz brwi i ruszasz do ataku, ej,
jesteś dla mnie jak ziarno dla ptaków.
Ranię Cię z każdej możliwej strony.
Na dobre zapomnij o szansie do obrony.
Jesteś mrówką, ja zmieniam się w słonia,
śmieję się, a Ty twarz chowasz w dłoniach.
Mój styl jest jak Wielki Mur w Chinach.
Za to Twój? Jedną cegłę przypomina.
Jesteś draniem, te rymy są tego skutkiem.
Pysk nimi zamykam Ci na mocną kłódkę.
Zjadam Cię liryką i tylko się przyglądam.
Na małą autodestrukcję mi to wygląda.
W naszym towarzystwie jesteś persona non grata.
Za wszystkie Twe czyny to i tak marna zapłata.
To pierwszy i ostatni tekst w Twoją stronę,
bo ja już wygrałem, a karty są znaczone.
Widząc mnie dziś, nie obracaj się na pięcie.
Nie uciekniesz przed ostatecznym pchnięciem.
Chciałbyś się wyrwać, lecz nie dasz rady.
Ja jestem zbyt silny, a Ty zbyt słaby.
Widząc mnie, nie marnuj sił na niemy krzyk.
Nikt Cię nie słyszy, a zamilkniesz w mig.
Chciałbyś się obudzić, lecz to nie jest sen.
Jestem Twym koszmarem, nieubłaganie tracisz tlen.