jak to powiedzieć, jak to powiedzieć..
Marazm, oniryzm to ulubione jej słowa ostatnio. Chodzi po domu i mruczy: sen, sen..
Snu jednakże nie brak, jak i niczego nie brak, naprawdę. Naprawdę, naprawdę, mruczy - mantra taka. Czerwiec, lipiec prawie dwa tysiące jedenaście roku. Aura kapryśna, pejzaż za oknem niewzruszenie murowaty.
Jej dom murem podzielony, podzielone murem schody - po jednej stronie wszystkie przeszczęśliwe mamy rzygają tęczą ze zdjęć na portalach społecznościowych, (tatuś nawet jeden - dziecię oczy po nim ma), w sukienkach ślubnych nieskazitelnie białych, a jakże, chociaż brzuch przed nimi tren udawać próbuje.
Pod tymi aktami współczesnego ekshibicjonizmu kolejny akt ciekawszy znacznie się rozgrywa: oto pani Obłuda przyobleczona w słodkie słowa krzyczy: Więcej, więcej! Prześlicznie wyglądasz! Gratuluję córki/ synka, wykapana/y mamusia/tatuś! Szczęścia/zdrowia/wytrwałości! - niepotrzebne skreślić, ofc. Tymczasem nie każdy wie, że pani Obłuda częściej niż krzyczeć ma w zwyczaju szeptać do spółki z Panią zazdrością. Ci, co mają dobry słuch słyszą czasem: Więcej nie mogła dodać beznadziejnych odbić mordy swojej? Na rozwodowe miejsca jej nie starczy.
Trudną część tekstu mamy za sobą, jednak to dopiero jedna ze stron.Tymczasem po drugiej stoi ucieleśnienie młodości jej, przyjacielsko nastawione, czemu nie. Chwali się, doprowadza ją do szału. Tworzymy dom, rodzinę, a rokendrol rokendrolem, c'nie?
Rozdarta jest zatem jak sosna z 'Ludzi bez-domnych'. Nic zatem nie pozostało, jak tylko sięgnąć po dwudziestoosobową paczkę do spełniania życzeń.
Powoli, powoli, roku akademicki!