"Wybaczam sobie codziennie wieczorem, że nie powiedziałam słów, które mogłam powiedzieć i nie zrobiłam rzeczy, które były do zrobienia."
Poniższy tekst ma w teorii zawierać moją opinię na temat, z którym mam często do czynienia, a o którym w uproszczeniu mówi powyższy cytat.
Pochodzi on z posta o podtytule "Wybacz swemu mordercy" zamieszczonego przez użytkowniczkę "Pannasmierc".
Pytałem o zgodę.
Nie traktuję również wymienionego cytatu dosłownie, jednakże są ludzie, którzy bardzo często postępują w sposób weń opisany, dlatego chciałbym nieco przybliżyć temat. Zapewne wielu z Was po prostu "zna wspomniane osoby", ale chciałbym utrzymać poniższy wywód w formie zwrotu do kogoś takiego. Jeszcze jedno. Chcę pominąć sytuacje skrajne, w których brakuje zaspokojenia bardziej podstawowych potrzeb, typu jedzenie czy dach nad głową.
Kimkolwiek jesteś- na początek chciałbym powiedzieć, iż jestem absolutnie świadom tego, że Cię nie znam i nie mam większego pojęcia o tym, jak widzisz samą siebie, innych, czy sprawy wokoło, ale wiesz co? Codziennie jestem na photoblogu i trochę się sobie dziwię, bo najwyraźniej stał się on dla mnie czymś więcej, niż początkowo zakładałem. Nie sądziłem, że znajdę tu tyle ciekawych spojrzeń na świat wyrażonych nie tyle słowami ile, może przede wszystkim, powiązaniami słowa z obrazem.
Chciałbym umieć właściwie pisać o tym, co mam na myśli, zwłaszcza gdy ktoś poruszy bliski mi temat. Najczęściej jednak wychodzi z tego filozoficzno-psychologiczna papka smakująca tylko ludziom z pewną dozą cierpliwości, za co jestem Im pokornie wdzięczny.
Często łatwiej jest zrozumieć człowieka, niż to jak on sam rozumie siebie.
Wiesz, to bardzo dziwne, ale nawet nie wiem kiedy przestało mi przeszkadzać, że najlepszymi okazjami do rozmowy, na przykład z moimi bliskimi, stały się sytuacje, w których mogłem im jakoś pomóc. Kiedyś myślałem sobie, że po to "tu" jestem, że po to właśnie taki jestem. Bardzo rzadko byłem w stanie przyznać, iż to samo tyczy się mnie. Jednakże, po pewnym czasie, gdy sobie uświadomiłem, że to tylko próba zakamuflowania swojego wewnętrznego braku, stało się jasne, iż wyrobioną w ten sposób siłą w jakiś sposób sam sobie szkodzę, choć jeszcze nie wiedziałem jak.
Naprawdę ostatnią rzeczą jaką bym chciał w stosunku do tego posta jest przeistoczenie go w usłane dobrymi chęciami "pseudokazanie" mające na celu wywyższenie się nad czytającym, a zwłaszcza nad osobę, która mnie do jego napisania poniekąd zainspirowała. Kolejnym ważnym powodem jest fakt, iż pomimo zrozumienia swego błędu, nadal sporo w nim tkwię i wiem jak trudno jest go przejrzeć, gdyż pokonany stosuje podstęp. Niestety ale najgorszy jest wróg, który pozwala nam myśleć, że się wygrało, podczas gdy tak naprawdę ponownie wpadasz pod jego kontrolę. Zwłaszcza gdy przez całe życie ucieka się od strachu. W końcu najtrudniejszą walką jest walka z samym sobą, prawda?
Dobrze więc, postaram się być w miarę zwięzły, chociaż niczego nie obiecuję.
Każdy z nas pragnie bezpieczeństwa, bliskości możliwości wyrażenia samego siebie. Niestety takie już z nas nieco pomylone istotki, że choć każda w innym stopniu, to jednak nauczone obwiniać innych o różne rzeczy, aby móc choć przez chwilę poczuć się lepszymi. Mało kiedy wiemy, iż tak naprawdę uciekamy od tego, czego prawdziwie pragniemy. Są tacy, u których jest to bardzo wyraźne. Tacy ludzie chcą siły, która musi być ciągle potwierdzana, aby pozwoliła im szybko i skutecznie uciec, lub co gorsza, zapomnieć, że zaczynali swoje życie jako bezbronne dzieci.
Czy wiesz, że ranimy z byle powodu tylko po to, aby nie czuć się winnymi naszych słabości? Aby choć na jakiś czas uzyskać "rozgrzeszenie", jedni z nas przeklinają innych, drudzy samych siebie. Jedni kaleczą innych, drudzy kaleczą siebie zarówno psychicznie jak i nierzadko fizycznie. Najgorszą rzeczą jest jednak właśnie wyżywanie się na sobie, czyli obwinianie swojego wewnętrznego dziecka. Robiąc to, uciekamy od osoby, która jest nam przecież najbliższa. Obwiniane dziecko nie ma w sobie szczęścia, przez co czujemy lęk i zniechęcenie, choć niekiedy przejawiające się jako "słomiany zapał".
Szczęście jest źródłem naszej siły, a gdy jej nam brakuje, nie jesteśmy w stanie złapać życia za rogi, a jedynie przyjmować kolejne ciosy lub od nich uciekać. Polegamy wówczas na innych obciążając ich swoim bólem, a jeżeli oni tego nie chcą to ich w duszy nienawidzimy. Pamiętaj, że wyrazem nienawiści jest również mówienie, że inni Cię nie obchodzą- nazywa się to ignorancją. Oczywiście to brzmi jak lekka przesada, ale ja nikogo nie atakuję i nieco niżej wyjaśnię, co mam na myśli. Celowo nie wspomniałem o umiejętności "unikania" ciosów, gdyż większość z nas to potrafi, dopóki nie oberwiemy od czegoś dużego:) To co tu piszę nie miałoby większego sensu gdyby nie fakt, że istnieje lepsza droga, ale o tym zaraz...
Ignorancja to w wolnym tłumaczeniu dążenie do "dobra" kosztem innych. Często jeszcze mawia się, że aby być szczęśliwym, trzeba do czegoś dojść. Trzeba potwierdzić sens swego istnienia, najlepiej jakimś liczącym się papierkiem, a żeby to osiągnąć należy mieć twarde łokcie i nie tylko...Jak wiesz nie bez powodu mawiamy, iż życie jest walką. Jednakże zamiast walczyć o szczęście, wielu z nas walczy o przetrwanie. Pytanie, czy przypadkiem głównie nie z samym sobą?
Zauważ, że skoro wewnętrzne szczęście daje nam siłę to atakowanie samej siebie nam tę siłę odbiera. Ile z niej zostaje? Czy wystarczająco dużo aby wystarczyło na świat wokół nas? Oczywiście, wydaje nam się, że to właśnie świat najczęściej jest za to odpowiedzialny, ale pytanie w jaki sposób? Co jest ostatecznym powodem takiego braku, sam cios czy nasza nań reakcja?
Tym sposobem z braku siły dochodzimy do wniosku, iż chodzi tak naprawdę o brak wiedzy, a dokładniej umiejętności właściwego reagowania. Przypominam, że nie chcę nikogo o nic obwiniać, zresztą zbyt długo tak postępowałem. Wiele zawdzięczam ludziom, którym wystarczyło jedynie dać szansę do zaistnienia w moim świecie jako ktoś, kto nie był mi, w razie czego,"workiem treningowym".
Skoro życie rzeczywiście jest ciągłą potyczką, to naucz się sztuki walki przeznaczonej specjalnie dla ciebie i nie raniącej zarazem twego przeciwnika. Zwłaszcza kiedy Ty sama nim jesteś.
Krótko mówiąc:
Nie uciekaj, bo dasz sobie dowód słabości. Nie przyjmuj ciosu będąc zbyt zmęczoną, bo cię on powali. Blokuj atak, lub go unikaj jeżeli chcesz, ale wtedy zasłaniając to co delikatne, pozbawiasz się możliwości uodpornienia. Nie atakuj, bo jego przyczyną zawsze tak naprawdę jest zbyt silna potrzeba obrony.
Rozwiązanie jest proste, choć trudne do zapamiętania w praktyce.
NAUCZ SIĘ WYKORZYSTYWAĆ SIŁĘ PRZECIWNIKA. Paradoksalnie nie po to aby go pokonać, lecz aby bez zadawania krzywdy uświadomić mu, iż atak jest błędem. W ten sposób uczysz, zamiast karać. Zyskujesz szacunek kogoś lub czegoś, co było ci wrogie. Zyskujesz sojusznika, zamiast nieprzyjaciela. Utwierdziłem się w stosowaniu takiego myślenia dopiero na krótko po rozmowie w cztery oczy, którą swego czasu przeprowadziliśmy z moją kuzynką, użytkowniczką photobloga o niku "listenandlove". Z jednej strony trenuje aikido, z drugiej czyta np. starożytną filozofię. Sorry Pati.
Bardzo ważnym jest aby nigdy nie mylić szacunku ze strachem, tak jak to robią ludzie zapatrzeni w swoją siłę, o których wspomniałem wyżej. Sam byłem kiedyś jednym z nich i doskonale rozumiem, że wiedzieć, nie znaczy od razu móc.
Od wiedzy do efektywnego jej wykorzystania musi upłynąć pewien czas. Powinna ona "wejść w krew" w skutek swego rodzaju treningu, który tak naprawdę powinniśmy byli przejść w naszym dzieciństwie. Ale tu właśnie z pomocą przychodzi nam największy przeciwnik i sojusznik jednocześnie- My sami. Na szczęście świat rzeczywiście zmienia się na lepsze, a rozwój ten sporo ostatnio przyspieszył. Zresztą ten, kto może, niech sięgnie pamięcią jeszcze parę lat wstecz, a zobaczy wyraźne zmiany w ludziach.
Dlaczego tak podkreślam rolę twojego własnego "ja"? Ponieważ w walce z nim, nawet gdy przegrasz, zawsze otrzymujesz całą wygraną. Problem polega na tym, że nie od razu rozumiesz jej wartość, przez co smakuje raczej jak "marne pocieszenie".
Ci którzy "każdego wieczora" wybaczają sobie to, co uznają za słabości minionego dnia, wykazują się siłą i odpornością nabytą w ciągłych potyczkach. Taka siła to atut w każdej sztuce walki. Tak naprawdę chodzi o "sztukę życia" jednakże ludzie, tacy potrafią sobie wiele wybaczyć, bo są tak samo silni, jak ktoś, kto rzuca jakiś nałóg...każdego wieczora.
Część druga w kolejnym poście>>
//