W poprzednim życiu musiałam być na prawdę okropnym człowiekiem. Można sądzić, że to co mnie spotkało i spotyka do tej pory musi mieć głębszy związek z moim poprzednim wcieleniem. Musiałam być bandytą, mordercą, pijakiem krzywdzącym własną rodzinę, bliskich albo kimś, kto nigdy nie potrafił docenić szczęścia codziennego życia. Dlatego moje teraźniejsze życie jest takie skomplikowane, niepoukładane, nieszczęśliwe. Nie umiem tego nazwać. Nie wiem, co to znaczy szczęście. Żadko kiedy je doznawałam. A kiedy już to bardzo szybko działo się coś, co je zniszczyło, stłamsiło, udaremniło. I nie szło się już cieszyć... Myślicie, że przesadzam?
Wcale nie.
Chcecie mnie poznać troszeczkę bliżej? Proszę.
Zdjęcia na tym PHOTOBLOGU pochodzą z wyszukiwarki grafiki google. Nigdy nie dodam tu swojego własnegp. Dlaczego? Ponieważ chcę pozostać anonimowa. A Ci, którzy zechcą mnie czytać pozostaną tylko anonimowymi odbiorcami historii. Nigdy się nie poznamy. Nie chcielibyście mnie poznać. Nie dlatego, że jestem jakaś odrażająca, zaniedbana, brzydka czy śmierdząca. Jestem zwykłą dziewczyną, która na codzień myje się, przebiera ubrania, naklada makijaż, dba o uszy, zęby, zapach. Nie będziecie chcieli mnie poznać, dlatego, że wiem, że ludzie naogół unikają problemów. A moja osoba jest problemem. Całe moje życie jest problemem. Moje istnienie na tym świecie jest problemem. Problem to ja.
Czujecie to? Zaczynam się rozkręcać. W rzeczywistości nigdy tego nie robię. Mało mówię zazwyczaj. Nie dlatego, że nie mam nic do powiedzenia. Nie chcę dzielić się wszystkimi swoimi przemyśleniami z osobami mnie otaczającymi. Chyba im nie ufam. Ciężko ufać komuś, kogo nie rozumiesz i kto nie rozumie Ciebie. A więc samotność w tłumie.
Mam dziecko. Wieku, płci, imienia nie zdradzę. Powinno Wam to wystarczyć. Kiedy jest szczęśliwe, myślę że ja też jestem. Urodziłam je wcześnie. Nie zbyt wcześnie. To był idealny czas na dziecko. Idealny czas, żeby uporząkować swój tok myślenia, swoje życie. Zbyt wcześnie jedynie dlatego, że była wówczas jeszcze szkoła, a więc kolejne nieszczęście. Szkoły już nie ma. Skończyła się. Matura zdana, nawet całkiem nieźle. Co z tego... Nie mogę iść do pracy, mieszkam z rodzicami. Ojciec dziecka jest obecny, aczkolwiek nie jesteśmy jeszcze przygotowani na to, żeby zamieszkać sami. Za dużo stoi nam na drodze. Głównie pieniądze, a tak w ścisłości to ich brak.
W ubiegłym roku poroniłam drugie dziecko. Kiedy chodziłam już w połowie ciąży coś poszło nie tak i dziecko umarło. Widziałąm je. Wyobrażacie sobie? Nie pochowałam go. Wolałam nie wiedzieć, że moje własne dziecko, zalążek życia, które chciałam wydać na świat leży pod ziemią. Dziwicie się? Zapewne. Nie wierzę w Boga, ani w życie pozagrobowe. Ono jeszcze nie miało świadomości życia i chciałam, żeby tak zostało, żeby się nie martwiło w czyśćcu czy istnieje jeszcze miejsce, do którego się uda. Więc dziecka nie ma. Przeze mnie. Bo to w moim ciele nie znalazło wsparcia z mojej strony i nie udało się mu utrzymać przy życiu... Musiałam być kimś okropnym, skoro tak się stało. Zjadają mnie wyrzuty sumienia. Koniec na dzisiaj. Bądźcie cierpliwi. Wrócę.
Bo to jeszcze nie jest wszystko.
Musiałam być okropnym człowiekiem...
Prawda?