W sumie stare, chociaż tegoroczne :D Mój pierwszy występ w telewizji.
Postanowiłam zmienić swoje życie - nauczyć się samodyscypliny i zacząć działać. Niby dwie proste rzeczy, a jak cholernie trudne!
Zrobiłam sobie listę rzeczy, które muszę dziś zrobić. Niektóre punkty dotyczą rozwoju twórczego czy zachcianek typu nauka japońskiego, inne dotyczą obowiązków na studia. Nie zrażam się faktem, że nie zrealizowałam jak dotąd żadnego z tych drugich. Przy ogromie zajęć i spraw, trzeba umieć dokonywać wyborów i mieć priorytety. Poza tym, doba jest całkiem długa, jeśli umie się ją wykorzystywać. Ja dopiero zaczynam się uczyć.
Dzisiaj udam się na wykład do wielkiej sali wykładowej, gdzie raz w tygodniu mam okazję widzieć cały swój rok polonistyczny w pełnej krasie. W dużym uproszczeniu mówiąc - pierwsze rzędy zajmują głowy z nigdy nie farbowanymi włosami, z czego niemal połowa to grubo uplecione, polskie kłosy. W środku siedzą głowy niezdecydowane, połowicznie należące i do pierwszych i do tylnich rzędów, z których to wystają w sporej części głowy suche, przetlenione i przepalone od zbyt częstego stosowania chemikaliów. Wśród nich wszystkich siedzą też perły, których ani sztuczność koloru, ani też naturalność pigmentu mnie nie razi, ponieważ mają albo ładne albo mądre twarze. Czasem i jedno i drugie. W tym wszystkim zastanawiam się, co z mojej strony byłoby żałośniejsze - poddać się bez walki, czyli zrezygnować z tych studiów jeszcze przed sesją, czy zawalczyć bez wygranej, czyli ''jakoś'' je ukończyć.
Ok, wystarczy. Jak na razie żałosne jest tylko moje ciągłe gadanie i pisanie o tym!