Tkwiłam w dziwnej pustce, która zapewne tylko zdawała się być pustką, a jednak przeszywała na wskroś jak zawsze, gdy owładają mną liczne, nie pasujące do siebie myśli, z których nie wynika nic, a w dodatku całą sobą czuję beznadziejność. Mam wrażenie, że nie zawsze umiem kontrolować swój umysł. Czasem opada przede mną ciemna kurtyna i trzeba czekać, aż się podniesie. Lecz zanim tak się stanie, nie widać nic, tylko słychać głosy z oddali.
Chciałam wyrwać się z tego dziwnego odrętwienia, więc postanowiłam zjeść kolację - mały zestaw sushi. Sushi zawsze trzeba celebrować. Usiadłam przy oknie, z którego mam widok tylko na niebo, drzewa i deszcz. Siedziałam dość nisko, prawie jakbym klęczała z należytą pokorą i szacunkiem wobec jedzenia, które ma nade mną przewagę. Już dawno nie zdarzyło mi się takie czerpanie chwili. Patrzyłam na piękny widok, wyobrażając sobie, że to gdzieś w Azji. Jadłam sushi, które jest przecież tak doskonałe, ponieważ jego smak, a zwłaszcza siła chrzanu, wypełniają myśli w trakcie jedzenia. Jest to solidne oczyszczenie dla ducha.
Obiecałam sobie ćwiczyć posługiwanie się pałeczkami. Szczególnie trudne okazało się uchwycenie sashimi. Wtedy w mojej głowie po raz drugi już odezwał się głos mistrza Pai Mei z Kill Billa - "Jak chcesz jeść jak pies, możesz mieszkać i spać na dworze. Jeśli chcesz mieszkać i spać jak człowiek, weź pałeczki". Nie zrezygnowałam z manewrów i po wielu próbach udało się. Jedzenie nie miało już nade mną przewagi. Następnym razem będzie jeszcze lepiej. Mała lekcja dyscypliny wewnętrznej była niesamowicie cennym elementem tej kolacji. Można powiedzieć, że były to: pejzaż, uczta zmysłów i nauka. Głównie dzięki tej małej nauce znalazłam pokrzepienie i w mojej głowie znów nastał ład. Spojrzałam z politowaniem na wcześniejszy stan emocjonalny i cieszyłam się, że minął. Czyż nie tak powinno się udoskonalać swoje popołudnia? Suteki da ne?