Wiem, że troszkę mi odbiło jak zobaczyłam dzisiejsze wyniki. Zamarłam, znowu poniosłam porażkę. On wie co sie dzieje, zbiera się do pracy. podchodzi co chwila, całuje i mówi, że kocha. Każe obiecać, że nie będę leżała w łóżku cały dzień i płakała. A ja co? On wyszedł a ja hops pod kołderkę i w ryk.
Potrzebowałam tego przecież.
Najbardziej się cieszę, że nie ma w tym mieście mojej matki. Ojciec w Afryce i mam spokój. Mam tylko jego. Nikogo więcej. We dwójkę raźniej.
Jednak swoje zawody matka afiszuje na każdym kroku. A ojciec też. Miś nie studiuje. Pracuje. A ojciec jest zły. Matka nie chce.
Mam gdzieś, bo przecież to ja wiem jak jest.
Potrzebowałam tego czasu tylko z nim. Rok prawie - cudowny. Jak zaczęłam z nim trwać - przestałam brać leki.
Jestem szmatą, gadam o tym jak mi lepiej. Nie najlepiej ale lepiej. Mogę tym zranić, ale chcę tylko powiedzieć..
Że pozwoliłam sobie na to. To była dobra decyzja. Dobra rada Pani Marty.