fot. Katarzyna Okrzesik-Mikołajek
W sumie długo zabierałam się od czego zacząć fotoblogowy wywód, przełamać jakąś tę ciszę, wrócić do regularnych treściwych postów.
Ale ciężko. Przyznam.
Po prostu trzeba zrobić krok.
W ostatnim czasie wydarzyło się wiele różnych rzeczy. Tych mniej i tych bardziej znaczących, bardziej przełomowych i tych zupełnie błahych.
Staram się rozwijać nadal na wielu płaszczyznach, jednak z zupełnie inną świadomością i nowymi możliwościami. Ostatni okres w moim końskim ( i nie tylko) życiu to jedno wielkie wydarzenie.
Dzieją się niesamowite rzeczy, które jeszcze nie do końca docierają do mnie, może stąd też zupełna cisza tutaj.
Z Kulą przeskoczyłyśmy w naszej pracy kolosalną rzekę, która jeszcze niedawno zdawała się być zbyt głęboka i rwąca aby w ogóle myśleć o brodzeniu w niej. Teraz jest to już rzeczywistością. Tak piękną, tak namacalną.
Dzisiaj było pięknie, przystroiłam stajnie w świątecznym klimacie... utuliłam wszystkie koniki, rozdałam im ostatnie późnojesienne jabłuszka... było tak błogo, tak szczęśliwie :)
Riding a horse isnt what it looks like: it isnt a person sitting in a saddle telling the horse what to do by yanking on the reins. Real riding is a lot like ballroom dancing, or maybe figure skating in pairs. Its a relationship.
Temple Grandin, in her book Animals In Translation.
Ostatnio mam zaszczyt nauki pod skrzydłem mistrza. Mistrza wielu dziedzin...który pokazał mi wielokrotnie, jednak nie dosłownie.... jaką drogą mam iść. Dziękuję.