Witam serdecznie.
Najpierw opiszę swe wrażenia, a w drugiej części będzie o kawach,
plecach i wszystkich pozostałych, najważniejszych rzeczach.
Po latach dałem się namówić na wyjazd do Energylandii.
Nie chciałem się tam znaleźć chociażby z tego powodu,
iż mógłbym cały dzień przechodzić (w sytuacji żołądkowo - rzygowej).
No, ale jednak pojechałem.
I powiem Wam szczerze, że się zawiodłem.
Nie mam na co narzekać.
Poważnie, nie znalazłem ani jednego słabego punktu.
"Karuzele" czyste, zadbane - nie wyglądają na złomy pamietające katastrofę Czarnobyla
W kiblach, czyściutko, pachnąco.
Jedzenie - mnie smakowało.
Cenowo też w porządku.
Kawy dobre (nie to co w Norwegii).
Cenowo też w porządku.
Wspominałem Wam, że wszędzie było czysto?
Aranżacje i muzyka świąteczna.
Nie sądziłem, że to powiem, ale było pięknie.
Gdybym był kilkuletnim kaszojadem, mordka nie zamykałaby mi się ze zdziwienia.
Być może srałbym na "karuzele", a podziwiałbym ozdoby i podchodziłbym do każdego skrzata,
Mikołaja, drzewka, bombki, smoka i pierdyliona innych postaci zajmujących uwagę.
Pytacie jak się to stanęło, że ktoś z awersją do karuzel - jeździł na nich?
No po pierwsze muszę się przyznać, że typowe karuzele odpuściłem.
Bazując na ostatnim doświadczeniu z nimi, dałem się nakusić jedynie na kolejki górskie.
> > > R O L L E R C O A S T E R < < <
Zaliczyłem wszystkie największe, najszybsze i najbardziej wymiotne.
Jak?
Cóż, znalazłem na to sposób.
Jeśli pod postem będzie pięćset tysięcy polubień - zdradzę Wam ten sekret.
Zadra, Mayan, Formuła, Hyperion.
Z a l i c z o n e ! ! ! :D :D :D
(Bazując na mojej opini, weźcie pod uwagę to, iż wszystko odyło się po za sezonem).
Kawa wypita, plecy okay, śniadanie zjedzone.
Dzisiaj dzień opierdalania.
Oficjalnie.
Raczej ćwiczone nie będzie, ewentualnie jak mnie coś pojebie, to zrobię brzucha.