I oto niespodziewanie, zupełnie tak, jakby po jedwabiach na paluszkach stąpał przyszedł czas, gdy umiejętnośc pisania curiculum vitae and company, przestała byc jedynie potrzebna przy wykonaniu zadania domowego, zleconego na środę przez Ślimaka, a zaczęła byc przydatna w życiowej praktyce, oddawana nie tyle do rąk własnych, co przesyłana także przez internet, e-mailem. W Pośredniaku przestało się bywac towarzysko, oczekując na kolejkę matki lecz w sprawach własnego nosa i tyłka, własnego życia. Jakie to dziwne, bo nigdy nie wyobrażałam sobie, ile nerwów i siły kosztuje poszukiwanie pracy, zarobku, gonitwa za chlebem, ani jak może się wydac poniżająca odmowa, wyrażona bezpardonowym odrzuceniem naszej kandydatury na dane stanowisko. Stojąc jeszcze u progu dorosłości, tuż przed maturą i przed końcem liceum, wyobrażałam sobie siebie jako osobę, która znajdzie pracę niemalże "od ręki", a tu nagle setki wysłanych CV i listów motywacyjnych, które mnie - jak każdemu chyba z resztą - wydają się kosmiczną hiperbolizacją naszych zacnych zalet etc. etc., oraz brak odpowiedzi twierdzących czy chocby złudnego i dającego choc cień szansy i nadziei zaproszenia na rozmowę, huknęło na mnie jak niegdyś matka, dopatrzywszy się jakichś nienależytych moich zachowań, uderzyło jak piorun i doszczętnie zrujnowało mój światopogląd.
Sam świat stał się miejscem obcym, nieznanym, w którym przeżyc jako "istota wyższego rzędu", tzn. zarobkująca, posiadająca stałe i wystarczające dla pokrycia wszelkich swych elementarnych człowieczych potrzeb, wcale nie było łatwo, co z resztą - nie da się ukryc - utrudniała cała ta biurokratyczna otoczka, spowita koniecznością oczekiwania na wydanie NIP-u przez skarbówkę, czy umieranie z duchoty w Cywilnym, czekając na papier potwierdzający moje zameldowanie. To zamieszanie, wynikłe z beznadziei całej tej egzystencjalnej sytuacji, wpłynęło na mnie ostro i nieproszenie, powodując zwątpienie, osamotnienie oraz ogólny dekadentyzm. Zaczęłam nawet żałowac ogólniaka, z jednej strony tęskniąc za tą beztroską, z drugiej, tak naprawdę będąc nie tyle zaskoczoną co zdegustowaną brakiem jakichkolwiek możliwości zawodowych, bo przecież mogłam iśc do technikum. Miałabym wtedy zawód, maturę, kursy, praktyki.
Z drugiej strony zastanawia mnie brak zrozumienia i sensu w tym, iż staż, oferowany przez PUP, przysługuje tylko osobom zarejestrowanym w okresie conajmniej pół roku wstecz, co znaczy, że chcąc znależc coś dla siebie TERAZ, chcąc wrzucic coś grosza do kieszeni, nie mogę tego zrobic, bo utrudnia mi to Urząd i jego chore maniery i chora biurokracja. To raczej logiczne jest, że skoro postanowiłam zarejestrowac się teraz, by podnieśc stopę bezrobocia w powiecie i zasilic szeregi bezrobotnych, oznacza to, że chcę tę pracę, ten staż czy cokolwiek innego dostac TERAZ, że TERAZ tego potrzebuję. Skąd ja mogę wiedziec, co będzie za 6 miesięcy? To przecież plus minus 180 dni.
Jestem zbulwersowana, nie ukrywam, bo to podłe, naprawdę podłe. To źle działa, zupełnie jakby pozbawione jest logiki i sensu. Ale jednak brnę w to jak cielę, bo może się uda, może przyda, może jakoś...