Śmierć w Muzeum
Pamiętasz letnią Noc Muzeów?
Kochaliśmy się wśród kotar niebieskich
Bez ceremoniałów, zbędnych frazesów
Brałeś mą miłość od deski do deski
Śmiech nam był jedyną zasłoną
Brałeś wśród obrazów, rzeźb martwych i fresków
Brałeś mą miłość na wpół nieskończoną
Byłam niczym jeden z salonowych piesków
Czytałeś mi wśród radosnych iskier w kominku
Rękopis Shakespeare'a, pamiętasz?
Gdy leżeliśmy zmęczeni po kursie joggingu
Po wszystkich muzealnych piętrach
Pamiętam, jak pokazałeś mi w Luwrze
Posąg paryskiej Nike z Samotraki
Mówiłeś do mnie: "to cud, że
Z dumą bez rąk stoi, z uporem niejakim"
Mówiłeś, że chociażbyś jak ona - bez ramion
Stanął na życia nędznym padole
Przytuliłbyś do serca, do walki znamion
Wpuścił znów w bytu swego jałowe pole
Pamiętasz, jak mnie zaskakiwałeś
Francuskimi zapytaniami o miłość?
Z intrygującym uśmiechem na przeciw mnie stałeś
- Wciąż myślę, że mi się to śniło
Wciąż w uszach mi dzwoni wśród bezdusznej ciszy
"Embrasse-moi avec passion" szeptane
Z twych ust, najciszej, jak łapki myszy
Drepcące po jedwabnym prześcieradle
Pamiętasz, te nocne schadzki po parku?
Księżyc był nam jedynym sprzymierzeńcem
Zwałeś mnie wtedy swoją kochanką
- Ja ciebie mym oblubieńcem
Lecz przyszedł na paluszkach czas rozstania
Powiedziałeś dobitnie, po wstępnych banałach
Że jak kończy się noc, tak i czas kochania
Umarłam bez łez na perskich dywanach.