hajs się zgadza. nigdy nie zazdrościłam bogatym dzieciakom. kłamstwo. kiedyś owszem. bardzo. w domu zawsze brakowało tego hajsu. nie cierpiałam uczucia, że inni mają wszystko o czym ja mogę tylko pomarzyć. do tej pory mi cholernie głupio, gdy dostaję od dziadków jakiś droższy prezent. na przykład ten na osiemnastkę... owszem, marzyłam o lustrzance, ale to były mrzonki. nie spodziewałam się, że dziadek mi ją kupi. teraz prawie nie rozstaję się z aparatem, łapiąc chwile. jednak dorosłam i hajs zaczął mieć inne znaczenie. czas zarobić na ubrania, buty, zeszyty czy choćby jedzenie. latem było łatwiej. latem zawsze jest łatwiej. a jednak to, że moja mama nigdy nie dawała mi tego, na co miałam okurat ochotę, ułatwiło sprawę. nie jestem rozkapryszonym dzieciakiem, które może sobie pozwolić na wszystko. nigdy nie stracę szacunku do najbliższych. nigdy nie zarządam więcej niż powinnam. to nie jest dobre rozwiązanie. wychowywać dziecko w poczuciu, że zawsze jak zażąda to dostanie. nie, nie poprosi - zażąda. nie ma czego tym dzieciom zazdrościć. to ich prowadzi do zguby. nie mam prawie nic, a wiem, że ostatnie pieniądze wydam na prezent dla siostry. i będę szczęśliwa. nie mam prawie nic. to kolejne kłamstwo. mam coś cenniejszego niż pieniądze. mam rodzinę, siostrę najkochańszą, Pińcię najlepszą na świecie przyjaciółkę, Miśka najwspanialszego mojego, ludzi, na których zawsze mogę polegać. mordki najkochańsze. hajs się nie liczy.
I.